NOMEN OMEN Kwiecień 2020 | Page 16

Wędrowiec spojrzał w dal. Zobaczył wysokie góry, które zaczęły mu przypominać o jego domu. Spowite śniegiem szczy-ty i wartki strumyk obudziły w nim romantyka i wielbiciela natury. Rozejrzał się i wziął głęboki oddech. Zamknął oczy i umysłem zajrzał w swoją prze-szłość. Wrócił do domu. Tak, do domu znajdującego się około tysiąc dni od miejsca, gdzie teraz przebywał. Hall End znaj-dujące się na Ziemiach Po-łudniowych było dla niego miejscem już poniekąd zapo-mnianym. Jedynie dom, dom, w którym dorastał, pozostał w pamięci Wędrowca. Malutki dom z małym ogródkiem, który odwiedzał co noc w swoich snach, myślach i marzeniach. Pamiętał też kuchnię, w której z ojcem i matką rozmawiali o sprawach Hall End i oko-licznych osad. Mówili też o starym panu Darwinie, który był uczonym w tutejszej osadzie. To tam, w małej kuchni, poznawał kulturę Ziem Połu-dniowych i Ziem Północnych. Teraz, gdy spoglądał na górzysty krajobraz, przypo-mniał sobie, że jest na Północy. Wędruje już tysiąc dni. Tuła się po tym magicznym świecie, by coś znaleźć! Wędrowiec szuka tego, czego nikt czasem nie może znaleźć! On poszukuje sensu ŻYCIA! Pozwól, że opowiem Ci o jego przeszłości. Wędrowiec to syn wielkiego wynalazcy w Hall End, nieja-kiego Fredericka DeShoufa. Angelika Miray, jego matka była nauczycielką w Wyższej U-czelni w Hall End. Natomiast nasz Wędrowiec miał na imię Leroy. Mimo iż rodzice Leroya byli znani i szanowani w Hall End, to sam młody DeShouf był obiektem drwin i wyzwisk wśród rówieśników. Wędro-wiec był o rok młodszy od swoich siedemnastoletnich „przyjaciół”. Wszyscy uczyli się w Szkole Uczonych w Hall End. Jego klasa, liczyła piętnaście osób, w tym siedem dziewczyn i ośmiu chłopców. Jednak szczególnie do skóry dobrali mu się Jenifer Linix i Mike Koder. Koszmar Wędrowca rozpoczął się dokładnie około tysiąc dziesięć dni temu, w pewnej, niezwykłej szkole…

Leroy szybko pobiegł do klasy numer trzy. Tłumy ludzi na korytarzu szkolnym nie sprawiały mu problemu, bo-wiem jego alternatywnym sposobem poruszania się było skakanie po ławkach i poniekąd przepychanie się miedzy lu-dźmi. Dałby mnóstwo bo-gactw, tylko by nie spóźnić się na lekcję z panią Astins. Była ona nauczycielką historii o Ziemiach Południowych. Tak więc, DeShouf mijał kolejne ławki, osoby i starsze elfy - woźne, by nie spóźnić się na lekcję. Gdy był już niedaleko klasy, ktoś podłożył mu nogę. Leroy padł twarzą na podłogę. Chwilę leżał i słyszał w swoich uszach ten znienawidzony przez niego dźwięk: ŚMIECH! Wszyscy obok niego zaczęli się śmiać. Gdy się odwrócił, zobaczył Kodera, uśmiecha-jącego się do jakiejś dzie-wczyny. DeShouf patrzył chwilę na niego i powoli przejechał ręką po twarzy. Z nosa leciała mu krew, a twarz była cała czerwona ze wstydu i zażenowania. Mike zlustrował swoim groźnym wzrokiem przyszłego Wędrowca. Był to średniego wzrostu człowiek, uważający się za najważniej-szego i najmądrzejszego czło-wieka. w rzeczywistości był naprawdę głupi i lekko upo-dabniał się do dziewczyn. Wskazywały na to jego cechy, takie jak przerośnięta duma i obsesja na punkcie wyglądu. Często poprawiał się po swojej czarnej grzywce. Ubierał się poniekąd stylowo. Brązowy skórzany płaszcz, czarne spo-dnie z wyszytym smokiem na nogawkach i te buty, czarne i wysokie aż do kolan. Jednak los nie obdarzył go ładną buźką. Pryszcze i czerwone plamy widniały na nosie. Oczy w dziwnym odcieniu zieleni i zęby żółte jak gwiazdy na niebie. Jakimś cudem miał powodzenie u dziewczyn w szkole. Mike popatrzył wrogo na Leroya i zapytał: