powiedziały mi, że to jest coś bardzo szczególnego i nazwały ten gest
– gestem Tukendorf. Dla tego gestu można biegać! Basiu, powiedz, co Ty uważasz za swoje największe osiągnięcie życia. Chodzi mi o kamienie milowe czy też takie wydarzenia, które Cię niosły. Gdy tak spojrzę wstecz, to myślę, że były to ostatnie trzy lata. Gdy zaś spojrzę jeszcze dalej – poza te trzy ostatnie lata – to jakichś wielkich wydarzeń tam nie było. Pracowałam w różnych instytucjach – na przykład w Telewizji Polskiej. Pięknie się to nazywało: Komitet do spraw Radia i Telewizji – pracowałam więc – ach, jak wspaniale to brzmi! – w departamencie! Potem przeniosłam się do Biura Współpracy z Zagranicą – znałam wszystkich korespondentów na całym świecie. Później była redakcja sportowa. Byłam sekretarką samego redaktora Edwarda Mikołajczyka – szefa redakcji sportowej TVP. Obcowałam więc z samym guru i wszystkimi sprawozdawcami sportowymi. To też długo nie potrwało … Później pracowałam w Kabareciku Olgi Lipińskiej – byłam jej asystentką. To się jednak wszystko skończyło. Ja, mimo wesołości, mimo „ brania życia z lekkością”, jestem osobą bardzo, bardzo wrażliwą. Bardzo łatwo jest mnie zranić. Nie umiem udawać w stosunkach międzyludzkich, nie potrafię też pokazać fałszywej twarzy – gdy kogoś nie lubię, nie potrafię tego ukryć – co nie ułatwia życia, bo wiele przy tym można stracić. Nie potrafię też – a przynajmniej nie potrafiłam – zawalczyć o swoje. Zawsze mi się wydawało, że jeśli dobrze pracuję, mam fajne pomysły, to znaczy, że ktoś to widzi i docenia. A tymczasem to wcale tak nie jest. Jeśli sama nie zawalczysz, sama siebie nie docenisz i nie pokażesz tego – nikt cię nie zauważy. Po raz drugi nawiązujesz do tego samego: żeby coś osiągnąć, trzeba siebie akceptować, trzeba siebie lubić, trzeba siebie kochać.
Oczywiście! Basiu, właściwie pośrednio odpowiedziałaś na moje pytanie o osiągnięcia. Ja uważam, że Twoim osiągnięciem jest droga – to, że za każdym razem odkrywasz inne karty życia, a ten pasjans jest zawsze niezakończony. O, widzisz! Nareszcie ktoś obrazowo nakreślił to, co ja robię. Faktycznie – jakoś się to życie plątało – to tu pracowałam, to tam. Były momenty, w których zrywałam się do lotu. Jako biegaczka przebiegłam kiedyś bez przygotowania dwadzieścia siedem i pół kilometra. Tylko wtedy miałam trzydzieści pięć lat! Jeszcze wtedy można było to zrzucić na karb młodzieńczej głupoty!
Fantazji, Baśko, fantazji! Kochana, czułam się gwiazdą! Były wtedy dwa programy telewizyjne i jedna porządna gazeta. I w tej gazecie wszyscy czekali na Barbarę Tukendorf, bo byłam wtedy jedyną kobietą, która ten bieg ukończyła – wystartowały dwie, a tylko ja dobiegłam. Dostałam wielki puchar, zapraszano mnie do telewizji i jak to było w socjalizmie – dawano mi rakietę tenisową w rękę i nagrywano ze mną wywiad. A potem wszyscy do mnie dzwonili i pytali: „ Baśka, gdzie ty chodzisz na tego tenisa” – a Baśka w życiu nie miała rakiety w ręku! Tak więc, jak już wspominałam – życie się toczyło. Trzeba jednak pamiętać, że wtedy nie było takich możliwości, jakie są teraz – żeby móc robić wiele rzeczy i jeszcze móc to swoje życie pokazać. Ja teraz – oprócz biegania, oprócz wiszących w domu medali zdobytych w ciągu ostatnich dwudziestu ośmiu miesięcy – mam też pokaźną listę epizodów zagranych w różnych serialach, i pojawienie się na deskach Teatru Powszechnego w ramach projektu „ Atlas Warszawa”. Z taką cudowną, młodą dziewczyną – Sonią Enger – zrobiłam program „ Migracje”. Kobietom w różnym wieku zadano pięć pytań. Odpowiedź na jedno z nich trzeba było przedstawić ciałem. Wytańczyłam wtedy wszystko, co jest we mnie. Ja – upadła, leżąca prawie – zaczęłam się podnosić, by na końcu wyskoczyć i pokazać, że teraz jestem całkiem inna, że schudłam, że biegam, że żyję …
Basiu, mój ogromny podziw budzi to, że robisz mnóstwo rzeczy tak różnych. Odchudzanie to jest jedna rzecz, sport to jest rzecz druga, wreszcie sztuka – teatr i film – i poprzez nią wyrażanie siebie. To jest spełnienie moich marzeń. Jako dziewczynka wycinałam z gazet zdjęcia aktorów i aktorek i wklejałam je do specjalnego zeszytu …
Których aktorek i których aktorów? Na pewno były to Brigitte Bardot, Sophia Loren, Lollobrigida … Wtedy były to ikony. Aktorów też było wielu, ale miłością mojego życia jest Alain Delon. Do tej pory mam w kalendarzach powklejane jego zdjęcia! Basiu, mówimy o różnych Twoich działaniach. Teraz niesie Cię sukces – dzięki temu jest łatwiej. Ale były też okresy straszne, trudne – pogrążania się w depresji, smutku. Jak Ci się wtedy udało przełamać krąg niemocy? Tak … Ja, kochająca słońce, nie miałam siły wyjść na balkon, gdzie ono świeci. Nie odbierałam telefonów, nie czytałam książek, nie byłam w stanie wstać z łóżka. Leżałam, leżałam, leżałam, brałam prochy, żeby się wyciszyć, dużo spałam. Aż pewnego dnia włączyłam telewizor i trafiłam na Eurosport. Pokazywano akurat Tour de France. Wtedy idolem wszystkich był Lance Armstrong( Amerykański kolarz szosowy. W 1996 r. w jego organizmie wykryto chorobę nowotworową – raka jądra. Kuracja wykluczyła go ze sportu na cały sezon 1997. Przeszedł dwie operacje chirurgiczne i cztery cykle chemioterapii, które pozwoliły mu powrócić do sportu. Został jednak objęty dożywotnią dyskwalifikacją z zawodowego kolarstwa za stosowanie niedozwolonych środków dopingujących – przypis redakcji). Facet, o którym nie powinnam mówić, bo złamał mi serce sprzeniewierzeniem się zasadom fair play, ale z drugiej strony – nie potrafię zapomnieć, że to on mnie wyciągnął z depresji – pokazując, jak można pokonać chorobę i przezwyciężyć własną niemoc. Zmobilizowały mnie więc sukcesy Armstronga i dwóch facetów prowadzących wtedy relację z tego wyścigu. Byli to Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski. Są to znakomici sprawozdawcy, którzy przez cztery-pięć godzin transmisji, kiedy faceci jadą na rowerach i właściwie nic się nie dzieje, potrafią gawędzić o ludziach go tworzących, o kraju, o mijanych pejzażach, o francuskich winach, o różnych przygodach kolarzy, o mijanych miastach. To wszystko zaczęło pomału, pomału budzić mnie z tego złego snu. Co byś doradziła tym, którzy są teraz na dnie rozpaczy, którzy mają wrażenie, że ich życie jest beznadzieją, że nic się nie zmienia, że nic ich nie czeka?
FOTO: AGNIESZKA KOZŁOWSKA
27