Międzynarodowa Konferencja Edukacyjna Publikacja pokonferencyjna | Page 62

Dr Piotr M. A. Cywiński poruszył również kwestię tego, że współczesne debaty często skupiają się na odpowiedzialności nowych pokoleń, chociaż rodzice często zapominają

o uwzględnieniu samych siebie. Odpowiedzialność za szerzenie wiedzy o tej tragicznej historii i myślenie o niej ciąży na nas wszystkich i przekracza granice pokoleniowe. Poza zmianami technologicznymi w społeczeństwach zachodzą również głębsze przemiany, np. dotyczące sposobów ekspresji i komunikacji, które na przestrzeni kolejnych 10 lat prawdopodobnie ulegną znaczącym zmianom, a są to kwestie, na które musimy zwracać uwagę.

Dr Maria Zalewska: Mamy obsesję na punkcie przedłużania życia ocalałych; chcemy, żeby wzbudzali emocje i występowali w roli świadków. Mamy obsesję na punkcie następnego pokolenia, która skutkuje tym, że cały czas wydaje nam się, że zadaniem tym będą zajmować się albo jedni [ocalali], albo drudzy [następne pokolenie], a moim zdaniem to zadanie powinno należeć do nas. Nie sądzicie? Dla mnie to bardzo ciekawe, że w pewien sposób nie pozwalamy ocalałym odpocząć. Często myślę o tym, że zmuszamy 90-latków, by podróżowali i odwiedzali szkoły. To ma sens i faktycznie wpływa na dzieci, ale moim zdaniem nadszedł czas, żebyśmy przestali oczekiwać od nich, że będą brali na siebie tyle emocjonalnej pracy.

Zdaniem dr Matthew Boswella powinniśmy wykorzystać wrodzoną kreatywność młodych odwiedzających. Jako edukatorzy możemy udostępniać narzędzia i ramy, wewnątrz których odwiedzający są w stanie wyrażać siebie, dzięki czemu mogą na własne sposoby reagować na wizytę w danym miejscu.

Dr Jennifer Rich zasugerowała, że angażowanie odwiedzających w dyskusję o nowych technologiach i ich własnej kreatywności to dobry sposób na zaspokojenie ich potrzeb. Odwiedzający mogą potrzebować bezpośredniego zaangażowania, aby stworzyć silniejszą więź z danym miejscem i móc je lepiej zapamiętać.

Dr Piotr M. A. Cywiński zgodził się, że odwiedzających należy angażować. Jednak

w dzisiejszych czasach nasze odczucia w odniesieniu do odwiedzanych miejsc wyrażamy jedynie za pomocą polubień, emotikon i krótkich komentarzy. Aby rzeczywiście wyrazić sens takich miejsc, potrzebne są skuteczniejsze metody komunikacji. Poleganie jedynie na danych, takich jak liczba polubień i udostępnień, to za mało. Trudno jest ocenić, czy przesłanie jest skuteczne.

Według dr Marii Zalewskiej sposób, w jaki uczymy o Holokauście, ewoluował w dobie Internetu. Kiedyś edukacja na ten temat była bardziej scentralizowana i leżała głównie

w gestii konkretnych instytucji i państwowych programów nauczania. Dzisiaj różni ludzie dzielą się swoimi odczuciami, wspomnieniami i tym, jak pamiętają Holokaust. Skutkuje to pewnego rodzaju ponadnarodowym projektem pamięci, którego rezultatem są różne wspomnienia Holokaustu. O ile kluczowym źródłem wiedzy na ten temat pozostają szkoły, to nie są one już jedynym źródłem edukacji. Informacje są dzisiaj bardziej zniuansowane,

a my jesteśmy świadomi różnych perspektyw, co pozwala na uniknięcie pojedynczego, zamrożonego w czasie dyskursu.

W trakcie dyskusji z publicznością za jasne i ważne uznano, że należy podkreślać wagę słów, których używamy do opisywania naszych doświadczeń online i realizowanych projektów. Odpowiednia terminologia pozwala unikać mylenia doświadczeń wirtualnych

i rzeczywistych. Wizyta wirtualna czy online nie zastąpi tradycyjnej wizyty na miejscu. Wirtualne świadectwa, choć cenne, nie mogą równać się z siłą tych rzeczywistych, a także nie można pozwolić, by były one manipulowane lub mijały się z prawdą.

W dyskusji zabrała głos kolejna osoba z publiczności, która zasugerowała, że namacalność przedmiotów sprawia, że są one wyjątkowe i święte, i że nowe technologie nie powinny z nimi konkurować. Nowe technologie nie powinny zagrażać znaczeniu autentycznych przedmiotów i miejsc. Jak na razie nic nie było w stanie zastąpić autentyczności fizycznego doświadczenia, a sądząc po reakcjach osób, które były w miejscach takich jak Auschwitz-Birkenau, prawdopodobnie nic jej nigdy nie zastąpi.

Dr Piotr M. A. Cywiński: Wcześniej użyłem określenia »rytuał przejścia«, ponieważ uważam, że jest ono najbliższe temu doświadczeniu. Ale nawet rytuał przejścia nie skutkuje przemianą istoty ludzkiej. Nie stanowi nieodwracalnej, całkowitej transformacji w kogoś innego. Teraz przychodzą do mnie niektórzy politycy, dziennikarze i edukatorzy, żeby porozmawiać o tym, co Rosja wyczynia na Ukrainie. Chcą, żebym odnosił się do drugiej wojny światowej i mówią: »Wiesz, byłem w Auschwitz pięć, 10 czy 15 lat temu, i tak, teraz wiem, że ta pamięć jest kluczem do zrozumienia dzisiejszych wyzwań«. Oczywiście mówią to 10 czy 15 lat po wizycie, ale tylko dlatego, że doświadczyli tego rytuału przejścia. Ta zmiana nie jest całkowita, nie na zawsze, ale jest to chociaż mała zmiana, która owocuje w przyszłości. Jeżeli chodzi o przedmioty, to to są symbole. Nie znamy imienia dziecka, do którego należały te buciki, ale jest to jedyne, co po nim pozostało. Te symbole to w pewnym sensie rzeczywistość rozszerzona, wyrażają więcej, niż to, czym są w rzeczywistości. Koniec końców to działa. [...] Czasami pozostałości tych symboli, doświadczenie rytuału przejścia, zostają z nami przez dziesięciolecia od wizyty. Ale wiąże się z tym oczywiście wiele trudności. Osobiście nie jestem wielkim zwolennikiem empatii jako rozwiązania. [...] Nawet ze słowem „empatia”, które wcześniej powiązane zostało z identyfikowaniem się, wiążą się poważne zagrożenia. Jeżeli mam empatię, ponieważ identyfikuję się z ofiarą, która jest człowiekiem takim jak ja, oznacza to, że ofiara, która różni się ode mnie nie jest już moim problemem. W edukacji takie aspekty identyfikowania się stanowią poważne zagadnienie.