Dr Maria Zalewska: Kiedy myślimy o przebiegu wizyty w Muzeum, myślimy o osobach i ich przeżyciach; zmieniamy punkt ciężkości z ram instytucjonalnych i odpowiedzialności za pamięć na to, jak pamiętają ludzie. Postanawiają oni nas odwiedzić, ale co dzieje się po zakończeniu wizyty? Wracając do umiejętności korzystania z mediów, sposób, w jaki ludzie odwiedzają miejsca, często pozostaje niebezpośredni. Odwiedzający chodzą z telefonami
i robią sobie zdjęcia. Pewnego razu napisałam artykuł zatytułowany »Selfie w Auschwitz«. Do napisania go zmusił mnie ten moralizujący impuls, żeby powiedzieć: »O mój Boże, tak nie powinno być!«. Ale kiedy zagłębiłam się w temat i porozmawiałam z moimi uczniami, oparłam się mu. To nowy sposób archiwizowania swojej obecności w danym miejscu. Relacja pomiędzy ludźmi a fizycznymi miejscami uległa całkowitej przemianie. [...] Najważniejsze to wiedzieć, jak czytać te konteksty kultury.
W odpowiedzi na to stwierdzenie dr Matthew Boswell powiedział, że pomimo indywidualnego charakteru wizyty w autentycznym miejscu, w trakcie jej trwania ciąży na nas odpowiedzialność zbiorowa, ponieważ przebywamy razem z grupami innych ludzi, którzy mogą czuć się pewnymi zachowaniami urażeni. Wizyta w miejscu pamięci niesie ze sobą odpowiedzialność i oczekiwania dotyczące konkretnych zachowań. Pytanie brzmi, dlaczego zrobienie sobie selfie jest postrzegane jako nieodpowiednie? Skąd wziął się ten pogląd? Dla młodych ludzi bardzo często jest to szczery i znaczący sposób na stworzenie więzi z danym miejscem. Wydaje się, że na przestrzeni ostatnich lat opinie na ten temat zdążyły złagodnieć. Czy panuje obecnie większe przyzwolenie na tego rodzaju nowe zachowania?
Dr Piotr M. A. Cywiński odpowiedział, że podczas odwiedzin w miejscach pamięci każdy inaczej wyraża tę antropologiczną potrzebę. Tak naprawdę jaka jest różnica pomiędzy zrobieniem sobie selfie a politykiem, któremu podczas wizyty w Muzeum zdjęcie robi profesjonalny fotograf? W dyskusji na temat pamięci o Szoa, antysemityzmie, ksenofobii
i kłamstwach historycznych należy się skupić na kwestiach bardziej traumatycznych niż na selfie.
Dr Matthew Boswell wspomniał, że przed pandemią edukacja o Holokauście stała przed poważnym wyzwaniem. W sferze pamięci o Holokauście nastąpiły na całym świecie dwie znaczące zmiany. Po pierwsze, ocalali są coraz starsi i nie są w stanie dzielić się swoimi przeżyciami tak samo, jak kiedyś. Instytucje, które polegały na ocalałych, by tchnąć życie
w opowiadane historie, przeżywały kryzys. Głównym pytaniem, jakie zadawały sobie wszystkie instytucje, było: „Co zrobimy w przyszłości?”. Jednocześnie kultura cyfrowa rozwijała się w niebywałym tempie. Projekty takie jak „Dimensions in Testimonies” USC Shoah Foundation, narzędzia AR używane w Bergen-Belsen oraz rekonstrukcja VR w Domu Anny Frank powstały w odpowiedzi na trudny okres w historii pamięci o Holokauście. Wtedy wybuchła pandemia, która – jak wiemy – przyspieszyła tempo zmian technologicznych
i sposobów korzystania z technologii. Pamięć o Holokauście znajduje się obecnie
w wyjątkowej sytuacji, ponieważ na przestrzeni ostatnich dwu do trzech lat ludzkie interakcje
z technologią cyfrową uległy znaczącym zmianom. Zmianie uległy oczekiwania, a tempo rozwoju technologii jest zawrotne. Mimo tego nauczanie o Holokauście i zajmujące się nim instytucje nadal borykają się z tymi samymi problemami. Co zrobimy bez ocalałych? Czy pandemia stanowiła okazję do rozwiązania problemu, z którym organizacje zajmujące się Holokaustem i tak musiałyby sobie poradzić, czy może stworzyła tylko nowe wyzwania?
Zdaniem dr Marii Zalewskiej pandemia niekoniecznie ułatwiła pracę takich instytucji. Jednym z największych wyzwań, jeżeli chodzi o nauczanie o Holokauście ogółem oraz wykorzystanie nowych technologii, jest kwestia budżetu. Instytucje nadal mają trudności z realizacją projektów ze względu na ograniczenia budżetowe. Zmianie uległ zaś punkt ciężkości projektów związanych z pamięcią. Jeżeli chodzi o rzeczywistość wirtualną, znaną również jako „maszyna empatii”, jak nazywa ją Chris Milk, nacisk kładziony jest na wzbudzanie empatii
i emocji, które leżą u podstaw projektów edukacyjnych.
Jest to całkowite zerwanie z pierwotnym celem przyświecającym świadectwom nagranym w 1945 r. Głównym celem świadectw z 1945 r. nie było wzbudzanie w słuchaczach empatii czy innych emocji, a służenie w charakterze świadka, dokumentowanie i potencjalnie wykorzystanie jako dowód zbrodni. Celem było coś głębszego niż uczucia: imperatyw, by pamiętać. W przypadku wirtualnej rzeczywistości, będącej częścią projektu związanego z pamięcią, punkt ciężkości przesuwa się na użytkowników. Ocalali i przestrzeń fizyczna stają się elementami tła. Nie wiemy jeszcze, czy ta zmiana jest dobra, ale wiemy, że ma ona miejsce. Najważniejsze to być ostrożnym, by nie rozmywać granicy pomiędzy empatią dla ofiar a identyfikowaniem się z nimi. Odwiedzający nigdy nie może być ofiarą.