powszechnego powstania na okupowanycziemiach polskich lub przy podjęciu próby wymordowania wszystkich więźniów przez opuszczających obóz esesmanów. Żadna z tych sytuacji nie zaistniała i dlatego wcześniejszego uderzenia na załogę SS nie podjęto, ponieważ wobec olbrzymiej przewagi sił niemieckich takie działanie nie miało żadnych szans na powodzenie.
Pisze na ten temat i udowodnił to m.in. dr Henryk Świebocki w IV tomie dużej monografii obozu oświęcimskiego, zatytułowanej „Auschwitz 1940-1945. Węzłowe zagadnienia z dziejów obozu” (Oświęcim 1995), lecz z tym opracowaniem Michał Wójcik nie zapoznał się, bowiem na ustalenia w nim zawarte nie powołuje się ani tekście swojej książki, ani w zamieszczonych w niej przypisach. Nie sięgnął również do czterech pozostałych tomów tej monografii, pisząc o buncie Sonderkommando w KL Auschwitz-Birkenau w dniu 7 października 1944 r, a także nie korzystał z ustaleń Danuty Czech odnośnie tego tematu, zawartych w opublikowanym przez nią „Kalendarzu wydarzeń w KL Auschwitz” (Oświęcim 1992 r.).
Historia tragicznego buntu Żydów z Sondekommando, której Michał Wójcik sporo miejsca poświęcił aż w prawie dziesięciu dalszych rozdziałach swojej książki została przez niego obiektywnie przedstawiona w świetle licznych wspomnień i relacji byłych więźniów KL Auschwitz, zarówno Żydów jak i Polaków, w tym przede wszystkim członków Sonderkommando. Wobec treści tych rozdziałów czytelnik nie może być obojętny, a ogrom zbrodni w nich opisany wraz z przedstawieniem tragicznej sytuacji więźniów z Sonderkommando, zmuszonych do spalania zwłok ofiar zamordowanych w komorach gazowych KL Auschwitz II-Birkenau, wręcz poraża.
Michał Wójcik dba przede wszystkim o sensacyjny opis przedstawianych zdarzeń, nie przywiązując takiej wagi do rzetelności narracji w szczegółach. Można się tu dopatrzyć wielu błędów rzeczowych. Przykładowo dyrektorem Muzeum Auschwitz w latach sześćdziesiątych był długoletni więzień KL Auschwitz, Kazimierz Smoleń, a nigdy nim nie był Janusz Gumkowski, dyrektor Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Więzień Olszyński (nr 39230), który został rozstrzelany pod Ścianą Straceń 28 października 1942 r. miał na imię nie Bruno, lecz Bolesław. Mieczysław Morawa, który brał udział w próbnym rozruchu pieców krematoryjnych w Birkenau w marcu 1943 r. miał wówczas nie dziewiętnaście lat, lecz dwadzieścia trzy (urodził się 19.03.1920 r.). Egzekucja czterech więźniarek Żydówek powieszonych 6 stycznia 1945 r. odbyła się nie pomiędzy blokami nr 1 i nr 2 w KL Auschwitz I, lecz na terenie kompleksu 20 budynków wzniesiony na terenie przylegającym do obozu macierzystego w ramach planu jego powiększenia, zakładającego wybudowanie ponad 50 nowych obiektów.
Należy jeszcze raz zwrócić uwagę na to, czego Michał Wójcik nie wyjaśnia zbyt dokładnie: Żydzi z Sonderkommando byli przekonani, że wkrótce zostaną zamordowani przez esesmanów jako bezpośredni świadkowie ludobójstwa i dlatego podjęli próbę buntu i ucieczki z obozu. Zginęło ich kilkuset. Tragiczna historia buntu jasno pokazuje, jakie byłyby konsekwencje wywołania powszechnego powstania w obozie bez zbrojnego wsparcia z zewnątrz, a na takie więźniowie nie mogli wówczas liczyć ze względu na słabość Okręgu Śląskiego AK, a nie ze względu na jakiekolwiek uprzedzenia ideologiczne, antysemityzm czy bierność. W dodatku trzeba przyznać rację komendantowi Okręgu Śląskiego, Zygmuntowi Janke ps. „Walter”, którego Michał Wójcik cytuje (mylnie nazywając go komendantem Obwodu Śląskiego AK), że: „więźniowie mieli w sumie większą szansę przetrwania bez wykonania takiego uderzenia”.
Książkę Michała Wójcika należy zaliczyć do literatury faktu (ang. non-fiction). Wprawdzie przedstawione są w niej autentyczne postacie i wydarzenia, lecz ich opis oparty jest czasami na przypadkowo zebranym materiale historycznym, w sposób bardzo dowolnie interpretowany, przede wszystkim w tej części publikacji, która dotyczy historii KL Auschwitz.
Z powieści autor zaczerpnął częściowo technikę narracji i beletryzację zdarzeń, z naukowymi tekstami zaś łączą jego opowieść przypisy, które jednak często są dobrane wybiórczo, nie pozwalając czytelnikowi w pełni sprawdzić prawdziwości przedstawianych faktów, które Michał Wójcik w dodatku interpretuje dość subiektywnie, co jest szczególnie widoczne w odniesieniu do postaci rotmistrza Witolda Pileckiego i jednego z jego najbliższych współpracowników dr. Władysława Deringa.