Memoria [PL] Nr 45 (06/2021) | Page 22

można także ustalić, że dr Dering, jako pierwszy operator, przeprowadził około osiemdziesiątoperacji kastracyjnych i sterylizacyjnych, natomiast dr Jan Grabczyński (nr 83864) takich operacji również jako pierwszy operator wykonał około siedemdziesiąt i dr Zbigniew Sobieszczański (nr 77022), wykonał ich najmniej, bo tylko około piętnastu.

Moralna ocena czynów, a także odpowiedzialności dr. Deringa za działania wykonane na rozkaz lekarzy SS – jak i wielu innych wyborów dokonywanych przez więźniów w świecie obozowym – jest niezwykle skomplikowana i wielowymiarowa.

Władysław Bartoszewski (nr 4427), któremu doktor Dering wraz z doktorem Edwardem Nowakiem (nr 447) uratował życie w KL Auschwitz, na jego temat tak się wypowiedział: „Stawał co dzień przed strasznymi dylematami. Kogo ratować? Tego, co cierpi, czy tego, kto ma szansę przeżycia? (…) Wykonać rozkaz esesmana czy odmówić z pobudek moralnych i wydać na siebie wyrok śmierci? Tego nie rozstrzygnie w sposób jednoznaczny żaden ludzki sąd”.

Michał Wójcik takiego jednoznacznego rozstrzygnięcia się podjął, pisząc, że dr Dering stał się „najbliższym współpracownikiem oprawców”, a więc w domyśle mordercą. Nawet w świadectwach negatywnie oceniających dr Deringa, takiego zarzutu nikt z mówiących czy piszących o tym lekarzu-więźniu, dotychczas nie odważył się postawić.

W jednym z kolejnych rozdziałów swojej książki, zatytułowanym „Niech przyszłość wyda wyrok”, Michał Wójcik stara się przekonać czytelnika, że powstanie i walka o wyzwolenie więźniów KL Auschwitz, o które wręcz jego zdaniem błagał Józef Cyrankiewicz, przywódca lewicowego ruchu oporu w obozie, było negowane przez Armię Krajową, ponieważ rzekomo na: „Przeszkodzie stanęły względy polityczne: przeświadczenie, że ruch oporu w obozie opanowały czynniki lewicowe, „Żydzi i internacjonały”! Pomoc im się po prostu nie należy. Bo ich racja stanu nie jest jednoznaczna z polskim interesem narodowym”.

W rzeczywistości zbrojne uderzenie na niemiecką załogę KL Auschwitz ze strony Armii Krajowej mogło nastąpić tylko w wypadku powszechnego powstania na okupowanych ziemiach polskich lub przy podjęciu próby wymordowania wszystkich więźniów przez opuszczających obóz esesmanów. Żadna z tych sytuacji nie zaistniała i dlatego wcześniejszego uderzenia na załogę SS nie podjęto, ponieważ wobec olbrzymiej przewagi sił niemieckich takie działanie nie miało żadnych szans na powodzenie.

Pisze na ten temat i udowodnił to m.in. dr Henryk Świebocki w IV tomie dużej monografii obozu oświęcimskiego, zatytułowanej „Auschwitz 1940-1945. Węzłowe zagadnienia z dziejów obozu” (Oświęcim 1995), lecz z tym opracowaniem Michał Wójcik nie zapoznał się, bowiem na ustalenia w nim zawarte nie powołuje się ani tekście swojej książki, ani w zamieszczonych w niej przypisach. Nie sięgnął również do czterech pozostałych tomów tej monografii, pisząc o buncie Sonderkommando w KL Auschwitz-Birkenau w dniu 7 października 1944 r, a także nie korzystał z ustaleń Danuty Czech odnośnie tego tematu, zawartych w opublikowanym przez nią „Kalendarzu wydarzeń w KL Auschwitz” (Oświęcim 1992 r.).

Historia tragicznego buntu Żydów z Sondekommando, której Michał Wójcik sporo miejsca poświęcił aż w prawie dziesięciu dalszych rozdziałach swojej książki została przez niego obiektywnie przedstawiona w świetle licznych wspomnień i relacji byłych więźniów KL Auschwitz, zarówno Żydów jak i Polaków, w tym przede wszystkim członków Sonderkommando. Wobec treści tych rozdziałów czytelnik nie może być obojętny, a ogrom zbrodni w nich opisany wraz z przedstawieniem tragicznej sytuacji więźniów z Sonderkommando, zmuszonych do spalania zwłok ofiar zamordowanych w komorach gazowych KL Auschwitz II-Birkenau, wręcz poraża.

Michał Wójcik dba przede wszystkim o sensacyjny opis przedstawianych zdarzeń, nie przywiązując takiej wagi do rzetelności narracji w szczegółach. Można się tu dopatrzyć wielu błędów rzeczowych. Przykładowo dyrektorem Muzeum Auschwitz w latach sześćdziesiątych był długoletni więzień KL Auschwitz, Kazimierz Smoleń, a nigdy nim nie był Janusz Gumkowski, dyrektor Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Więzień Olszyński (nr 39230), który został rozstrzelany pod Ścianą Straceń 28 października 1942 r. miał na imię nie Bruno, lecz Bolesław. Mieczysław Morawa, który brał udział w próbnym rozruchu pieców krematoryjnych w Birkenau w marcu 1943 r. miał wówczas nie dziewiętnaście lat, lecz dwadzieścia trzy (urodził się 19.03.1920 r.). Egzekucja czterech więźniarek Żydówek powieszonych 6 stycznia 1945 r. odbyła się nie pomiędzy blokami nr 1 i nr 2 w KL Auschwitz I, lecz na terenie kompleksu 20 budynków wzniesiony na terenie przylegającym do obozu macierzystego w ramach planu jego powiększenia, zakładającego wybudowanie ponad 50 nowych obiektów.

Należy jeszcze raz zwrócić uwagę na to, czego Michał Wójcik nie wyjaśnia zbyt dokładnie: Żydzi z Sonderkommando byli przekonani, że wkrótce zostaną zamordowani przez esesmanów jako bezpośredni świadkowie ludobójstwa i dlatego podjęli próbę buntu i ucieczki z obozu. Zginęło ich kilkuset. Tragiczna historia buntu jasno pokazuje, jakie byłyby konsekwencje wywołania powszechnego powstania w obozie bez zbrojnego wsparcia z zewnątrz, a na takie więźniowie nie mogli wówczas liczyć ze względu na słabość Okręgu Śląskiego AK, a nie ze względu na jakiekolwiek uprzedzenia ideologiczne, antysemityzm czy bierność. W dodatku trzeba przyznać rację komendantowi Okręgu Śląskiego, Zygmuntowi Janke ps. „Walter”, którego Michał Wójcik cytuje (mylnie nazywając go komendantem Obwodu Śląskiego AK), że: „więźniowie mieli w sumie większą szansę przetrwania bez wykonania takiego uderzenia”.

Książkę Michała Wójcika należy zaliczyć do literatury faktu (ang. non-fiction). Wprawdzie przedstawione są w niej autentyczne postacie i wydarzenia, lecz ich opis oparty jest czasami na przypadkowo zebranym materiale historycznym, w sposób bardzo dowolnie interpretowany, przede wszystkim w tej części publikacji, która dotyczy historii KL Auschwitz.

Z powieści autor zaczerpnął częściowo technikę narracji i beletryzację zdarzeń, z naukowymi tekstami zaś łączą jego opowieść przypisy, które jednak często są dobrane wybiórczo, nie pozwalając czytelnikowi w pełni sprawdzić prawdziwości przedstawianych faktów, które Michał Wójcik w dodatku interpretuje dość subiektywnie, co jest szczególnie widoczne w odniesieniu do postaci rotmistrza Witolda Pileckiego i jednego z jego najbliższych współpracowników dr. Władysława Deringa.