w nieznanym terenie. Właściwie tylko od szczęścia zależy, czy wybierze się tę właściwą. Tym bardziej, że tytuły noszące miano bestselerów (czasem nawet jeszcze przed swoją premierą), szeroko oklaskiwane i polecane w mediach społecznościowych jako zasługujące na uwagę czytelników, okazują się czasem bublami, których sukces nie jest pochodną wartości literackiej czy merytorycznej, ale dobrze zaplanowanej kampanii promocyjnej.
Jak zatem oddzielić ziarno od plew i rozpoznać literaturę quasi-obozową? Czasem wystarczy spojrzeć na nazwisko autora, przyjrzeć się, jakie są jego kompetencje do podjęcia danego tematu i jaki ma dotychczasowy dorobek literacki. Przede wszystkim jednak warto w pierwszym rzędzie zapoznać się z klasycznymi publikacjami wspomnieniowymi autorstwa samych ocalałych. Z relacjami i pamiętnikami, które spisane zostały w pierwszych dwóch lub trzech dekadach po wojnie, kiedy pamięć świadków była jeszcze stosunkowo świeża. Teksty te nie straciły na aktualności. Zdecydowanie bardziej wiernie odtwarzają one obozową codzienność i pozwalają zbudować bliższe rzeczywistości wyobrażenie o tym, czym było życie w obozie. Na bazie takiej wiedzy uważny czytelnik z pewnością jest w stanie samodzielnie dokonać wstępnej krytycznej analizy dzisiejszych popularnych publikacji odnoszących się do tematyki KL Auschwitz i wskazać, które z nich zostały napisane w zaciszu gabinetu, w oderwaniu od doświadczenia więźniów i nie poprzedzone nawet wizytą autora na terenie byłego obozu. W większości przypadków już podstawowe rozeznanie w historii obozu pozwala rozsądzić, czy istotnie ma się do czynienia z literaturą, która może aspirować do miana historycznej, czy z pozbawioną wartości merytorycznej, przynoszącą szkodę pamięci edukacji, quasi-obozową fikcją literacką prezentującą jedynie jakiś rodzaj autorskiej impresji na temat Auschwitz.
Pełen tekst ukaże się w najbliższym wydaniu „Zeszytów Oświęcimskich”.