Jest tam bardzo dużo statystyk, liczy się, ile osób pracowało w szopach, ile osób każdego dnia wywożono z Warszawy. Oni dbali o to, żeby to wszystko było traktowane poważnie. Jednak to jest tylko jeden z wymiarów ich pracy.
Jest w tym wszystkim pewna przejmująca
i poruszająca odwaga. To nie jest kilka przypadkowo zebranych dokumentów. To systematyczna praca i to robi wielkie wrażenie.
PŚ: Kiedy myślimy o działalności Oneg Szabat, to należy pamiętać, że grupa działała zaledwie przez 26 miesięcy. Dla niektórych było to mniej, bo część członków ginie po kilku miesiącach. Widzimy, że autorzy zdawali sobie sprawę
z tego, że w historii Żydów jest to sytuacja unikalna i że to musi być zapisane. Widzimy także, że oni rozumieli znaczenie pamięci – przyjęli to, że naród może zginąć, ale pamięć powinna pozostać. To jest szalenie ważne, bo czasami banalnie powtarzamy stwierdzenie, że historię pisze zwycięzca. Oni nie chcieli do tego dopuścić. Historia miała być zapisana przez skazanych na śmierć.
Widać tu ich upór, odwagę i determinację, poczucie tego, że od nich w pewnym sensie zależy istnienie trwałości pamięci. Oni wiedzieli, że to, co zakopali w sierpniu 1942 roku, a potem w lutym 1943 roku, to są skarby. Oni o tym widzieli.
Zderzenie z tym skarbem, czyli z bańką,
w której ukryto część archiwum jest jednym
z najbardziej poruszających momentów na wystawie. Innym jest stanięcie twarzą w twarz z zapisanymi testamentami twórców Oneg Szabat. To ważne przesłanie i domyślam się, że słowa te stanowiły dla Państwa dodatkową odpowiedzialność.
PŚ: Dla mnie najbardziej wstrząsającym tekstem, który jest w tych testamentach – choć trudno powiedzieć, co nie jest tam wstrząsające – są słowa 19-letniego chłopaka, który notuje, że biorą już ludzi z sąsiedniej ulicy, że wszystko jest nieprzewidywalne, że on i jego koledzy wykonali olbrzymią pracę i ta jego prośba: pamiętajcie, nazywam się Nachum Grzywacz. Ta prośba jest tym, co zostaje – archiwum zachowało nie tylko dramat tej śmierci, ale także imiona i nazwiska. Ginęli bardzo konkretni ludzie z bardzo konkretnymi biografiami – twórcom archiwum szalenie zależało na tym, aby to pokazać.
Wystawa jest już otwarta. Co w najbliższej przyszłości będzie ważne, jeżeli chodzi zwłaszcza o upowszechnianie archiwum Ringelbluma?
PŚ: Za chwilę skończymy wydawanie archiwum. Zostało nam jeszcze kilka tomów. Ważne będzie też tłumaczenie całości na angielski – to jest realny sposób na upowszechnienie, poprzez umieszczenie treści w Internecie. Na pewno będziemy organizować warsztaty i lekcje na temat tego archiwum z ludźmi z różnych środowisk. W Polsce to archiwum jest słabo znane – na świecie jest podobnie. Ranga tego archiwum nie jest tak bardzo doceniona, jak powinna być. Może uda się nam także pokazywać podobną wystawę na świecie. Na początku będzie to Toronto. Wierzę, że pokazywanie tego dzieła ludziom będzie miało znaczenie.
Rozmawiał Paweł Sawicki
Prof. Paweł Śpiewak podczas otwarcia wystawy. Fot. ŻIH