Na tych drogach były takie miejsca, jak:
- siedziba gestapo w Warszawie
- więzienie Pawiak w Warszawie
- obóz koncentracyjny i zagłady Auschwitz-Birkenau
- obozy koncentracyjne Mauthausen, Gusen I i Gusen II.
Do tego miejsca zostałem przywieziony w wagonie towarowym 5 października 1943 r. Zostałem oznaczony numerem 156569 wytatuowanym na wewnętrznej stronie lewego przedramienia. Kolejne numery otrzymałem w Mauthausen i Gusen I: 4491 i 45332.
Numer z Auschwitz istnieje 77 lat i jest nadal czytelny. Jest żywym świadkiem zapamiętanych tragicznych wydarzeń. Pamiętam!
W Auschwitz-Birkenau
- Pamiętam wożenie żyjących nagich kobiet samochodami ciężarowymi z baraku do komory gazowej. Ich krzyki słyszę w mojej podświadomości, kiedy wracam myślami do tych wydarzeń.
- Pamiętam idących bez oznak niepokoju i obawy dobrze ubranych ludzi noszących opaski z gwiazdą Dawida. Bardzo dużą grupę tych ludzi prowadził tylko jeden żołnierz formacji SS. Prowadził ich w kierunku krematorium. Ale o tym wiedziałem tylko ja i kilku stojących obok mnie więźniów.
- Byłem „obiektem” okresowych selekcji więźniów z mojego baraku po powrocie z pracy. Po wydaniu wieczornej racji żywnościowej wyznaczonych więźniów odprowadzano do krematorium.
W Gusen I i Gusen II
Byłem świadkiem:
- Kary śmierci za stosowanie się do zasad wyznawanej religii.
- Zabijania w obozowym szpitalu chorych więźniów przez więźnia funkcyjnego.
- Samobójstw więźniów, którzy rzucali się na kolczaste naelektryzowane druty ogrodzenia obozu.
- W pierwszym dniu wolności byłem świadkiem drastycznych samosądów więźniarskich nad funkcyjnymi, którzy zabijali innych więźniów z nakazu władz obozowych lub z własnego sadystycznego charakteru, który powstał lub uzewnętrznił się w warunkach obozowych.
To są tylko wybrane przykłady.
Aby żyć normalnie i twórczo, staram się nie myśleć o wydarzeniach obozowych. Znalazłem na to sposób: swoje wspomnienia włożyłem do szczelnej skrzynki, przywiązałem linkę i wrzuciłem do wody. Wyciągam ją okazjonalnie, na przykład na dzisiejszą uroczystość, i po wykorzystaniu zawartości ponownie wrzucam do wody.
Ale gdy już umilkną echa uroczystości, niektóre wspomnienia pokonują te zabezpieczenia, wnikają do mojej pamięci, wyzwalają refleksje i pytania bez odpowiedzi.
Odmawiając modlitwę Pater Noster, wypowiadam werset: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
Czy odpuszczenie winy oznacza:
- zapomnienie o wyrządzonej krzywdzie?
- odstąpienie od wymierzenia kary?
- zaniechanie zadośćuczynienia?
Czy można odpuścić winy tym, którzy na klamrach wojskowych pasów mieli napis „Gott mit uns” i z premedytacją zabijali ludzi? Podkreślam: z premedytacją! Gdyż wojna to „sztuka” zabijania. Kto więcej zabije, ten zwycięża.
Wojna rodzi przemoc po obydwu stronach, zamazuje granicę między dobrem i złem, a zwycięzca dyktuje prawo, które bywa bardzo okrutne.
Żeby tak się nie działo, musi być pojednanie między narodami.
Ale pojednanie bez prawdy historycznej i przebaczenia będzie tylko mostem bez poręczy między brzegami przepaści – będzie można przechodzić, ale nie bez obawy.
Dlatego moralnym obowiązkiem wszystkich tu zgromadzonych jest prowadzenie takich działań, aby wszystkie narody mogły żyć we wzajemnym szacunku i zrozumieniu.