Memoria [PL] Nr. 21 (06/2019) | Page 16

O POLSKIEJ PAMIĘCI

Paweł Sawicki

14 czerwca 1940 roku Niemcy skierowali z więzienia w Tarnowie do obozu Auschwitz grupę 728 Polaków. Data ta uznawana jest za początek funkcjonowania obozu. Decyzją Sejmu RP 14 czerwca obchodzony jest jako Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady. O pamięci w Polsce i o polskiej pamięci rozmawialiśmy Krzysztofem Kosiorem, prawnukiem rotmistrza Witolda Pileckiego.

Pan obserwuje tę polską pamięć z bardzo szczególnej perspektywy, bowiem to nie tylko pamięć uniwersalna, ale także pamięć rodzinna. Jaka jest to pamięć?

K.K.: To ja może zacznę od tego spojrzenia ogólnopolskiego. Zamknąłbym to w swoistym „sześć P”: Polska Pamięć jest obecnie Przypominana, Przywracana, Propagowana, ale też musi być ona Prawdziwa. W pewnym momencie została ona gdzieś zatracona. Mam wrażenie, że jeszcze w latach 90. tematyka II wojny światowej czy Holokaustu nie interesowała Polaków szczególnie. W tej chwili ta pamięć została wydobyta na wierzch, dużym wysiłkiem różnych osób. Niestety, bardzo często jest ona przeinaczana i to jest duży problem, bo niektórym ludziom wydaje się, że kiedy mają pewną wiedzę, to wiedzą już wszystko. Dużą rolę w tym, aby pamięć nie była przeinaczana, czy skrzywiona odgrywa z pewnością Muzeum Auschwitz, czy niedawno powołany Instytut Pileckiego. Owo przeinaczanie ma w moim odczuciu dwa źródła – to zarówno czynniki dla nas obce, bo można odczuć że w Stanach Zjednoczonych czy w Izraelu, z naszego punktu widzenia, jesteśmy często pomijani czy marginalizowani, jeśli chodzi o polskie doświadczenie czasów wojny. Z drugiej strony te oddolne polskie akty przypominania o cierpieniu Polski też – mówiąc łagodnie – są często mało naukowe, niepoparte źródłami, tylko bazują na jakiejś ogólnej wizji tego, że zawsze byliśmy pokrzywdzeni. A prawda, jak to ma w zwyczaju, leży gdzieś po środku.

Jeśli chodzi o spojrzenie rodzinne, to ja także przechodziłem taką ewolucję. Gdy byłem młodszy, to pamięć o Witoldzie była dla mnie chlubna, jednak bardzo odległa. Wtedy przypominało mi to opowieści o powstańcach styczniowych czy listopadowych. Im jestem starszy, tym pamięć o Witoldzie Pileckim staje się dla mnie bliższa. Okazało się, że to nie jest aż tak daleko ani ideowo, ani czasowo. Cieszę się, że ta pamięć została wydobyta i ochroniona przez wielu różnych ludzi, natomiast zawsze staram się działać tak, aby nie była ona używana do celów politycznych. Często Witold Pilecki bywa używany jako argument ostateczny, który ma zamknąć usta oponentowi w dyskusji. A niestety nierzadko te same osoby, które chętnie się Witoldem Pileckim posługują, wykazują się ignorancją historyczną. Nie znają realiów wojny i okupacji. Ot, choćby przypadek, gdy dziennikarze, robili sobie „śmieszki”, na temat tego, kto był zwalniany z Auschwitz. Że jak to możliwe, że „ktoś na L4 z obozu wyszedł”. A więźniowie owszem byli zwalniani z Auschwitz, co jest dokładnie opisane w raporcie Witolda.

Widać, że czasem ktoś tylko prześlizgnie się po temacie, ale szczegółów już nie zna. Chętnie podeprze się Pileckim, ale nie zna źródła. To jest moim zdaniem bardzo problematyczne. Wiadomo - nie każdy będzie specjalistą od tematów historycznych, ale życzyłbym sobie, że jeżeli ktoś używa postaci do pewnych własnych przemyśleń, to powinien zapoznać się chociaż z zarysem tego „co i jak”. Ta wiedza jest obecnie zbyt często zupełnie powierzchowna. Jeśli ktoś posługuje się tą tematyką i do własnych argumentów używa chociażby raportów Pileckiego, to warto, żeby tę książkę przeczytał, bo wtedy dużo się dowie i przestanie sadzić gafy. Tekst raportu jest dostępny w sieci – wystarczy sięgnąć!