zarówno jeśli czytelnik ma dostęp do następnej części, jak i
gdy tej możliwości mu brakuje.
W obu przypadkach zyskujemy.
Być może tracił już siły na poznawanie naszego tekstu, ale jego ciekawość została tak podsycona,
że z miejsca sięgnie po kolejny
rozdział – sukces. Jeśli tej części
nie ma, będzie na nią bardziej
czekał, szybko o nas nie zapomni – również plus.
Poprzez odpowiedni rozwój
wydarzeń budujemy coraz większe napięcie, coraz mocniejszą
potrzebę następnej informacji,
aż w końcu wykładamy w dosadny sposób jedną z nich, jednocześnie przerywając akcję. To
właśnie formalna strona typowego cliffhangeru. By nie być gołosłownym, zaprojektuję tu jakąś
sytuację.
Mamy jakąś fabułę, sprowadzającą się do tego, że nasza kochana główna szóstka klaczy
bardzo narozrabiała. Starają się
uspokoić sytuację w pełnym zamieszania Ponyville, rozwiązać
problem, a potem zatuszować
ślady. Byłoby niedobrze, gdyby
Księżniczka się o tym dowiedziała… Na szczęście wszystko jest
już na dobrej drodze, dzielne
bohaterki powoli przywracają sytuację do normalności, wszystko
staje się coraz przyjaźniejsze… Aż
tu nagle do środka biblioteki,
gdzie zbudowały sobie punkt
organizacyjny, wbiega zdyszana
Pinkie Pie, wołając: „Nie, nie, nie!
Celestia przybyła wcześniej niż
planowała!” Krzyżowane spojrzenia, ogólne przerażenie, wiadomo, że za moment cała sprawa
się wyda. W tym momencie kończymy rozdział.
Sposobów można
wymyślić dziesiątki,
na przykład z innej
strony, skończyć akcję
tuż przed głównym
starciem, gdy perfidnie uśmiechająca się
Chrysalis mówi do
biednej Twilight „Czekałam na ciebie, nadszedł czas!” Wiadomo,
że to moment walki i
rozwiązania konfliktu,
ale poczekajmy z tym
do następnego rozdziału. Gdy czytelnik
otworzy go ze słowami: „Cholera, co tam
się dzieje?” na ustach,
będzie to nasz sukces.
Jest też kilka rzeczy, których robić nie
należy. Przede wszyst-
28
kim istnieje pewna różnica między zakończeniem otwartym a
cliffhangerem. Gdy nie planujemy kontynuacji, to pierwsze nie
zrobi nikomu krzywdy, a to drugie wywoła jedynie nieprzyjemne
odczucia. Ta sztuczka wywołuje
wiele emocji, trzeba zdać sobie
sprawę, że jest obietnicą ważnych, potrzebnych odbiorcy informacji. Jeśli mu je damy,
postąpimy fair, z korzyścią dla
siebie i dla niego. Jeśli nie, odczucia będą wyłącznie negatywne. Dlatego proszę, unikajmy
„pustych cliffów”.
A teraz lećcie do swoich fików
i skorzystajcie z tej wiedzy. Może
nazwałem to „sztuczką”, ale czy
powiedziałem, że nawet w
sztuczkach nie da się osiągnąć
kunsztu?
Rodzynki w cieście –
o wyrazistych „obiektach”
Jakoś zawsze lubiłem dygresje… Dlatego i tym razem zacznę
od takowej. Powiem wam kilka
słów o historii języków programowania. Od tego ogółu przejdziemy do kolejnego tematu,
który być może solidnie ubarwi
Wasze opowiadania.
Programowanie zmieniało się