Powyższe stwierdzenia świadczą o konsumpcyjnym podejściu do miło-ści, która w większej mierze jest de-klaracją wytrwania przy drugiej oso-bie niż stanem permanentnego do-świadczania uniesień.
Mylenie stanu zakochania z miłością jest nagminne i przynosi zgubne sku-tki. O ile bowiem zakochanie jest sta-nem bardzo przyjemnym, to jednak przemija. Prawdziwa, dojrzała miłość z pewnością dostarcza uniesień emo-cjonalnych, ale przede wszystkim jest stabilnym trwaniem przy drugiej oso-bie na dobre i złe; poświęceniem, któ-re nierzadko wiąże się także z cierpie-niem.
To towarzyszenie bliskiej osobie i znoszenie jej fanaberii z uwagi na pragnienie bycia jej pomocą, a nie ty-lko ze względu na osiągane ze zwią-zku korzyści. Nawet Bóg, który jest najczystszą Miłością, nie jest wolny od cierpienia. Czy nie miłość popchnęła go do przyjścia na ziemię i zniesienia znojnego ludzkiego życia? Czy ukrzy-żowanie Chrystusa nie jest koronnym dowodem, że tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał... (J 3,16).
Gdy spojrzeć na własne życie, choćby to z ostatniego miesiąca, to chyba zna-lazłoby się dość zachowań, które Bogu przyczyniły bólu. A mimo to wciąż nas kocha. Cierpi i kocha. Warto pomyśleć o tym, gdy napotkasz na deptaku jakiegoś kurortu czyjeś spojrzenie, które zdawać się będzie obiecywać więcej niż powinieneś oczekiwać.