Niby-związki, niby-romanse, a tak naprawdę jak się temu z boku przyjrzeć to jedno wielkie gówno. Jako że na co dzień mieszkam w Londynie i jestem w połowie blond, a w połowie łysiejący, ale w bonusie dobrze się ubieram, zawsze mam wielu adoratorów. No bo w końcu Walentynki, wypadałoby znaleźć tą drugą połówkę, albo jeszcze lepiej - swoją wybrakowaną całość. Ale Proszę Państwa - znaleźć połówkę nie jest tak łatwo. Ba, to wręcz kurwa niemożliwe. Jeden zazdrosny był o moje aspiracje, bo powinienem chyba marzyć o zamiataniu ulic, a nie pisaniu do gazet czy tworzeniu swojego magazynu. No bo jak to, pracujesz u Vivienne Westwood (wow!), tworzysz swój własny magazyn, masz czas dla siebie albo dla mnie?
Mam, bo jestem dobrze zorganizowany, pytanie czy chcę mieć czas dla Ciebie, bo dla siebie mam zawsze. Drugi książę (mimo że ponoć tylko ładne stopy miał, a sam był brzydki jak mu doniósł na uszko jego własny facet - rada: poślub stopy, a jego olej) wypominał mi, a właściwie oceniał okiem konesera od siedmiu dup, że złej muzyki słucham, czytam nie takie książki i w ogóle to jestem nie taki, ale bardzo podoba mu się moje złożenie psychiczne - what the fuck?! Trzecia gwiazda na niebie wydzwania i chce obciągać przez telefon jęcząc mi do ucha jak sumo po walce z drugim tłuściochem, czwarty woli pranie, pralkę i może jeszcze Vizir, a ja o tym nie wiem. W sensie - kiedy mamy się spotkać on zawsze nagle robi pranie, albo sprząta. SMS od przyjaciółki: "A co później? Kochanie, nie zerżnę Cię dziś, bo piekę ciasteczka?". Nie wiem, wszak nie wiem, czy on umie piec te ciasteczka. Piąty od stycznia wybiera się do Londynu, wszak mieszka gdzieś w okolicach i wybrać nie może, mimo że zapewnia SMS-owo, że myśli i pamięta - chyba tak jak ja o pójściu do fryzjera. Szósty pisze z częstotliwością wydalanej kupy przy zatwardzeniu, ale bardzo pragnie spotykać się ze mną i być mi oddany, wszak po kilku komplementach na jakiejś pijackiej imprezie poczuł, że to ja jestem mężczyzną dla niego (szkoda, że ja tego nie czuję). Siódmy, w ogóle już zamilkł, a może i zmarł gdzieś po drodze i ja też o tym nie wiem. Tak naprawdę, to ja nic nie wiem. Nie wiem czemu ciągną do mnie rzesze uczuciowych zombie, nie wiem co mam w sobie, że przyciągam emocjonalne potwory. Ba, to już nowy gatunek, genetycznie ulepszone, tuningowane i z pełną amortyzacją zmysłów - emocjonalne teletubisie. Po, Tinky Winky, La La i jeszcze czwarty skurwiel, którego imienia nie pamiętam. Co wieczór zastanawiam się czy za siebie zdrowaśki klepać czy za nich. Bo nie wiem, komu szybciej się poprawi, choć nie sądzę, że mnie, wszak popierdoleńcy mają we mnie cel i napierają na mnie jak pieski na trawie na jurną suczitę. Powtarzałem to i powtarzać będę nadal - podobam się takim oto przedziałom wiekowym 20-23 (ze wzbogaconą amortyzacją nadgarstków i klimatyzacją) lub 40-50, bo pewnie mam twarz wnusiowatą i chcą być moimi dziadkami. Najczęsciej są to Niemcy. Chyba przypominam jakiego blond Hitlerjugend albo po prostu Żyda (nie mam nic do Żydów tak swoją drogą). Kobietom nie podobam się wcale. Wczoraj doszedł nowy przedział. SMS: "Cześć, mam na imię xxx, lat 34, mieszkam na niedaleko Sheffield, poruszam się na wózku inwalidzkim, a poza tym jestem spoko. Szukam kogoś do piwka i nie tylko". Już jadę. Zawsze byłem ciekawy seksu na wózku. Jakimkolwiek. Jestem singlem, a w zasadzie to finał swoich romansów zawsze znam przed jeszcze dobrym rozpoczęciem całej akcji. Wszystko zdechnie, zanim się urodzi, bo różnice między nami są takie, że oni żrą papkę ze szczątek przeszłości i resztkę z trupa ex'a, a ja wolę rozkoszować się smakiem przyszłości i rozpamiętywać za długo nie lubię byle gówna. Różnią nas też gusta kulinarne, bo ja nienawidzę gotować, a oni pragną śniadań, obiadów i kolacji. Sorry, to nie Bar Przysmak. Nie umiem lepić kotlecików serowych. Po czym poznać, że koleś jest nie dla mnie? Pff, lata doświadczeń: teraz poznaję już zaraz po tym jak się odezwie. Skończyłem lekturę Houllebecq'a. Doszedłem do wniosku, że facetowi po czterdziestce nie zostaje nic więcej jak tylko się powiesić.
NIBY ZWIĄZKI, NIBY WALENTYNKI
FELIETON