— Mich…
— Chciałaś spytać o tego chłopca? — zapytał, jak zwykle mnie wyprzedzając. Kiedy kiwnęłam głową, uśmiechnął się smutno. — Nazywa się Bartuś i ma siedem lat. Choruje na nowotwór mózgu, a to… a to są jego ostatnie święta.
— Hej, spokojnie. Codziennie ktoś się rodzi i codziennie ktoś umiera…
— Widzisz ten ból w oczach jego taty? Spróbuj sobie wyobrazić, co on musi czuć.
— Widzisz, to właśnie chciałem zrobić, pokazać ci tę stronę życia. Miałaś żal do swojej mamy. To pomyśl sobie teraz, że to ona walczy o życie osób, które mogą być w podobnej sytuacji, co te bezbronne, niczemu winne dzieci.
— Michał… — wyszeptałam, mocno poruszona jego słowami.
— Dla tych dzieciaków nie ważne są prezenty. Nie potrafisz sobie wyobrazić, ile by oddały za to, żeby tę wigilię spędzić w domu, a nie w tym przeklętym szpitalu. Ja, Czarek, Arek oraz Łukasz stworzyliśmy grupę. Jeździmy po całej Polsce
i próbujemy uszczęśliwiać takie osoby. Nie myślimy o sobie, a o innych. Chciałem ci udowodnić, że nie miałaś racji. Masz wszystko — zdrowie, rodzinę, przyjaciół. Czasami jednak należy zadziałać, a nie tylko czekać.
a choć przez chwilę nie zastanowiłam się nad sobą. Poczułam nagły przypływ adrenaliny i chęć poprawy, zmiany. Pewnie