Proza
Przecinkologia
ginny358
ilustracja: Eśka
Ona wzięła tę książkę i czytając słu
chawki wyruszyła na poszukiwanie
odpowiedniej parkowości dnia słone
cznego, przedzierając się przez ciemno
ści i deszcze, jak przez kolejne strony
mól książkowy, lecz defekt mózgu nie
pozwolił jej posłuchać zabranej z sobą
lektury. To ją zasmucało, a jeszcze nie
pomagał on, który przyszedł i zaczął
rzucać w nią przecinkami, żeby sobie
poszła, żeby jej tu nie było, przecinki
wbijały się w nią z jękiem, chwytały
jak zadziory, raniły do krwi, błagając,
by je z tego ohydnego ciała wyjąć, już
nie mogła czytać swych słuchawek,
rozpłakała się serdecznie, gdy przeci
nki potwierdzały to, co wiedziała o so
bie od dawna, gdy potwierdzały, że
jest brzydka, a on się śmiał i śmiał
i śmiał i dalej rzucał w nią przecinkami
nie wiedząc, że jego czas wkrótce nade
jdzie, nie czując przez ten śmiech zbier
ającego się wokół niego zimnego wiatru,
który pchał go przez strony dni jasnych
i dni ciemnych, ku deszczo
wości, ku
coraz paskudniejszej pogodzie. Gdy się
ocknął ze swego rechotu odnalazł oto
czenie niepokojącym.
mały mocno, klęła je w nieistniejących
muzykach wciąż płacząc, zajęta wielce
nie dostrzegła stojącego tuż nad nią
i jej ławką wciąż jeszcze letnio osłonec
znioną Zmiany, stwora radosnego, póki
nie przysiadł obok i nie począł wy
jmować przecinków bezboleśnie nucąc
im książki, wyjęte odrzucając na wiatr,
a gdy nie zostały w niej już żadne,
Ona próbowała wyciągać przecinki ze
swego ciała, ale szło jej topornie, wbrew
jękom i narzekaniom dranie trzy
7