REPORTA Ż
Smocze opowieści
K.
– Był gad, nie ma gada – stwierdza filo
zoficznie pani Zosia, zacierając zaczer
wienione od zimna dłonie. To dopiero
początek października, ale pogoda jest
bardziej niż jesienna – od rana wieje
i mży.
– Na początku to faktycznie, przewala
ły się tu tłumy, wie pan, dziennikarze,
turyści, szkolne wycieczki… Ale po No
wym Roku wszystko ucichło, została
garstka dziwaków. Coś tam zdążyłam
na tym zarobić, ale to akurat mi podnie
śli opłaty wszystkie, trza było płacić…
No, dorzuciłam się jeszcze wnuczkowi
do samochodu.
Rok wcześniej, trzynasty października.
Kilka minut po ósmej rano. Pogodny,
dość chłodny poranek, warszawskie
wieżowce błyszczą w promieniach
słońca, ludzie przystają na ulicach,
patrzą w górę. Korek rośnie w zastra
szającym tempie, kierowcy wysiadają
z samochodów, wyciągają smartfony.
42
Wojsko, straż pożarna, pogotowie, te
lewizja. Służby porządkowe próbują
kierować ewakuacją, pustoszeją Złote
Tarasy, staje metro, w radiu komunikat,
że mieszkańcy powinni pozostać w d
o
mach lub biurach. Nic z tego, w cen
trum zbiera się ogromny tłum, panika
pomieszana z ekscytacją. Pośrodku
zamieszania – wizytówka miasta, Pałac
Kultury i Nauki. Na ścianie Pałacu – gi
gantyczny smok.
– Zielone łuski, idealne przystosowanie
do maskowania w naszym kraju. Wie
pan, niektórzy mówią, że on przyleciał
z zagranicy, z Rumunii czy Turcji. A ja
panu mówię, to jest nasz smok, polski,
narodowy – rozpływa się Tymoteusz,
doktor kulturoznawstwa, prywatnie
miłośnik smoków. Badał dostojne gady
całe życie, w mitach, słowiańskich le
gendach, opowiadaniach fantastycz
nych, a ostatnio – również na żywo.
– Ja przeanalizowałem dobrze te