PROZA
Bum! Dopadam ją, zaciskam pazury
na ramieniu, trzymam mocno. Czekam
na ten okrzyk, pisk przerażenia. Ten
typowo damski. A tutaj jak nie huknie
męskim barytonem! Drze się, że to
pomyłka, że on nie jest kobietą i już
w ogóle nie dziewicą!
I wtedy wiatr zawiał, a ja poczułem tę
odrażającą woń męską. Fu! Jakby to
pani zobrazować… Końskie łajno. Tak
to pachnie dla smoka. Dosłownie. Jak
to mówią młodzi, masakra!
Innym razem w drugą stronę. Widzę
chłopka – taki mało wyględny, prysz
czaty, w połatanych łachach. Trage
dia! Nie wiem, kto coś takiego z domu
wypuścił. Ale pachniał jak… ciepłe
bułeczki. Jak gulasz wołowy pierw
szej jakości. Jak ciasto czekoladowe.
O, sama się pani ślini na tę myśl!
Już kołuję, w dół lecę. Normalnie pręd
kość turbo mi się załączyła, rozumie
pani. Jak te nowoczesne miotły cza
rownic. Nozdrza smoka nigdy nie oszu
kają! To się wysysa z mlekiem matki,
jak to mówicie.
Ja już hyc, jeden pazur, drugi, będzie
kolacja jak nic. A pannica do mnie na
to, z wyraźnym wyrzutem, że ona się
kobietą nie czuje, mam ją postawić,
40
zostawić w spokoju, ma na imię Ry
szard, a do bycia dziewicą się nie po
czuwa w żaden sposób.
Przelatywaliśmy akurat nad jakimś
miastem, to się podniósł tumult i lu
dzie zaczęli na mnie krzyczeć, że co
żem za smok, co ludzkich wyborów
nie szanuje. Przeca widać, że to Ry
szard, nie Ryszarda. Włosy krótkie, na
tyłku spodnie, a ja śmiem chłopaka
porywać.
Co miałem zrobić? Puściłem go. A mo
głem puścić miasto. Z dymem. Jak na
kazywałaby tradycja.
Słaby jestem. Nie czuję już swojej siły.
Chciałbym dominować, a nie umiem.
Życie smoka w dzisiejszych czasach
jest trudne. Mówią żęder. Jak żęder to
żęder, co ja będę się wdawał w pole
mikę. Jeszcze mnie widłami pogonią.
O, przepraszam, widzę, że leci mój syn.
Sekundkę.
Właśnie się dowiedziałem, że syn
przerzucił się na weganizm, będzie
się żywił marchewką. Ma pani kontakt
do jakiegoś szewca?