k a j e c i k t e m a t n u m e r u
Wreszcie przyszły dni świąteczne. Pierwszego dnia wieczorem
odbyły się śluby wieczyste jednej z sióstr z tamtejszego klasztoru sióstr karmelitanek. Zaskoczyła mnie jedna rzecz, której
nie zauważyłem w zeszłym roku. Wszyscy księża, którzy tam
przyjechali, byli Polakami, mieszkającymi na stałe lub tymczasowo w Kazachstanie. Było to miłe zaskoczenie, że w tak
wielu rejonach Kazachstanu mówi się po polsku. Po mszy
św. była kolacja dla wszystkich gości, podczas której można
było zjeść tradycyjną uzbecką potrawę. Wiem, że to Kazachstan, ale tu wiele rzeczy może zaskoczyć. Następnie po kolacji
(około 22) poszliśmy jeszcze na procesję na drugą stronę wsi,
po której rozeszliśmy się do domów.
Następnego dnia odbywały się wszystkie najważniejsze
uroczystości odpustowe. Wszystko przebiegało zgodnie
z planem. Niestety, tuż po uroczystości wyjeżdżałem w drogę
powrotną do Polski.
Na lotnisku w Warszawie spotkaliśmy się z ciekawą sytuacją.
W dniu naszego przylotu odbywał się szczyt NATO, więc mieliśmy okazje zobaczyć o wiele bardziej szczegółowe kontrole,
szczególnie dlatego, że wracaliśmy z kraju znajdującego się
poza UE.
i 700 tysięcy ludzi, to przez wszechogarniający step, te miasta
wydają się puste i małe.
Bardzo mi się w tym roku podobało w Kazachstanie, ze
względu na atmosferę, jaka tam była, nie tylko podczas
samych świąt, ale także podczas całego pobytu. Wysiadając
z samolotu, poczułem pewną ulgę, że wróciłem w końcu do
Polski. W Kazachstanie miałem wrażenie, że jestem odcięty od
świata, tam oprócz telewizji i telefonu stacjonarnego nie ma
żadnych innych sposobów komunikacji :D. Jednak brakuje mi
tego klimatu, atmosfery i ludzi.
Moja podróż zaczęła się od razu po pierwszym weekendzie
wakacji, tym razem nie z Berlina, tylko z Warszawy poleciałem
z tatą przez Mińsk, do stolicy Kazachstanu, czyli do Astany.
Do dziadków nie jechałem z tatą, ponieważ miał do załatwienia w pierwszym tygodniu dużo spraw związanych ze swoją
pracą i miał dołączyć do mnie w następnym tygodniu. Przylecieliśmy wcześnie rano (było około 4 nad ranem), więc było
zimno i padał deszcz. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, było
około godziny 14. Więc zjadłem obiad i pojechałem się przywitać z całą rodziną. Objechałem całą wieś na rowerze, witając się ze wszystkimi. Przez parę dni nic specjalnego się nie
działo, tylko pomagałem w domu dziadkom, chodziłem też
pomagać w kościele. Przyjechałem w momencie przygotowania do odpustu w najważniejszym sanktuarium w Kazachstanie, więc miałem okazję pomóc. Codziennie wspólnie
z innymi młodymi ludźmi m.in. malowałem tzw. „jurtę”, czyli
namiot, pod którym miała być sprawowana msza święta
z okazji odpustu.
k a j e c i k
7