k a j e c i k tr a d y c j e
M ik oł aj ko nt ra
Gw ia zd or
Ś więty M ikoła j –
Zofia Lulecz ka
klasa IIIB gimnaz jum
wyda je nam się , że go znam y ,
bo czy to nie ten tęgi staru szek , o bujne j białe j
brod zie , krzac zastych brwiach , czerwonym kubra ku
,
co wyst ępuje w rekla mach znane go napo ju ?
Jest on tak różnie nazywa ny w naszy m kraju: Gwiaz-
dor (w Wiel kopolsc e), Dziecią tko i Gwiaz dka (na
Śląsku) oraz Aniołek (w Mało polsce) . Mikołaj , którego
znamy, mieszk a w Lapo nii i ma pod swoim dowód z-
twem orszak pracow itych elfów. Jednak Święty Miko-
łaj to nie owy pan w czerw onym stroju, podszy tym
białym puchem , a miesz kaniec Licji, który zamias t cie-
płego kożuch a nosi szatę biskupa , na głowie ma mitrę,
a w dło niach trzyma pastora ł. Nazywa ny jest „patro-
nem daru człowie ka dla człowie ka”.
1. Mikołaj u, dlaczeg o dajesz nam prezent y?
Lubię widzieć radość. Myślę, że to od początk u był mój
główny cel. Dawać radość pięknym i prezen tami, któ-
rych najbard ziej pragnie cie. To miłe uczucie , wiedzie ć,
że ludzie, dziękuj ąc swojem u darczyń cy, dziękuj ą
mnie. Chocia ż czasam i trudno stwierd zić, komu
dziękuj ą i czy wierzą we mnie,
a nie tego tęgiego kra-
snala z Lapon ii, który, no
cóż, nie istnieje . Doro-
śli też lubią być mną,
ale to dobrze , bo to
znaczy, że chcą czynić
dobro i dawać radość
innym. Cenię ich wytrwa -
łość i chęci, chociaż wolałb ym,
aby mówili więcej o mnie i nie
dawali satysfa kcji krasnal owi
z Lapon ii.
2. Jak myślisz , dlaczeg o ludzie
w Ciebi e wierzą?
Ludzie, jak to ludzie, potrze-
bują czegoś, jakiejś motywa -
cji, która nieco ich przymu si
do bycia dobrym i. Ludzie chcą
być dobrzy, a ja jestem dla nich
idealny m przykła dem, na to,
że można pomag ać innym
i dawać radość zupełni e bez-
interes ownie. Jednak nie-
ważne jest czy wierzą we mnie, czy nie, bo nawet gdy
przesta ją uważać , że istnieję , nadal wierzą w ideę
dawani a.
3. Co robią dzieci, gdy Cię widzą?
To dość zabawn e pytanie . Teraz czuję się zobowi ą-
zany, aby odpow iedzieć i za mnie, biskupa Mikołaj a,
Licyjcz yka, jak i za owego krasnal a Mikołaj a, tudzież
Gwiazd ora. Dzieci, widząc moją alterna tywną wersję,
zazwyc zaj płaczą, nie dziwię im się, ale ich reakcja jest
zapewn e taka, a nie inna, poniew aż są jeszcze malut-
kie. Niektór e dzieci ciągną mojego tęgiego kolegę za
brodę, a ja nie chciałb ym znaleźć się na jego miejscu .
Natomi ast gdy dzieci widzą mnie, choćby na obrazk u,
ich oczy robią się wielkie jak spodki, a buzie sięgają do
samej podłog i, poniew aż nie jestem tym, w co zawsze
wierzyl i. Są zaskocz eni, bo nie znali mojej
historii ! Bywa też i tak, że w jakiś cudown y
sposób łączą nas ze sobą – i wierzą
w święt ego i bajkow ego Mikołaj a.
4. Lubisz ludzi?
Oczywi ście! Jak mógłby m ich nie lubić.
To po części jakbym nie lubił samego
siebie, w końc u jestem człowie kiem.
Jak najżyw szym, prosto z Licji, chcą-
cym dawać radość innym. Uwielb iam
ludzi, myślę, że część mojej działal-
ności pojawił a się stąd, że nie
potrafi ę patrzeć na ich smutek
i niedo lę. W ten jeden dzień
roku nieisto tnym jest, jacy
są, a istotn e jest to, że są
ludźmi . Wspani ałymi, zasłu-
gującym i na drugą szansę
i ogrom szczęśc ia. Kto wie,
czy mój prezen t na zawsze
nie odmien i jakiejś osoby?
Prezen t to taki dar czło-
wieka dla człowie ka.
k a j e c i k
7