Gazeta Ubezpieczeniowa - prenumerata nr 23/2014 | Página 20
www.gu.com.pl
Gazeta Ubezpieczeniowa nr 23 (791) 10 czerwca 2014
20
EDUKACJA
REFLEKSJE POWYBORCZE
Frekwencja wyborcza,
czyli w polityce jak w ubezpieczeniach
Za nami wybory do europarlamentu. Od razu uspokajam – nie zamierzam komentować ich wyników
i zdradzać swoich poglądów politycznych. Mogę tylko napisać, że skłaniają się one coraz bardziej
w kierunku partii, która je wygrała. Jej nazwa to: nie idę na wybory, nie mam na kogo głosować. Chociaż
zapewniam, że wcześniej daleki byłem od takiego podejścia.
hciałbym dzisiaj skoncentrować się na frekwencji
w wyborach. Wyniosła
ona 23,82%, a tak niski wynik
może być źródłem wielu ciekawych przemyśleń i spostrzeżeń.
Dla mnie świat polityki w wielu
miejscach jest zbieżny ze światem ubezpieczeń. Mamy bardzo
dużo podobnych problemów,
przy jednoczesnym ignorowaniu
bardzo istotnych elementów całości funkcjonowania danych obszarów – odpowiednio polityki
i ubezpieczeń.
Przede wszystkim, w obu omawianych światach występuje potężny potencjał konsumencki.
Oznacza to, że tak jak ponad 3/4
Polaków nie głosowało, tak większość Polaków lekceważy dobrowolne ubezpieczenia. Nie podlega dyskusji, że każda osoba, która
zarabia pieniądze, ma rodzinę
i/lub kredyt, zdecydowanie powinna mieć dobre ubezpieczenie
na życie (pomijam to grupowe
wykupione w miejscu pracy – to
nie wystarczy). Jeżeli z kolei ma
mieszkanie/dom, to powinna dobrze ubezpieczyć również swoją
nieruchomość. Podobnie w przypadku prowadzenia działalności
gospodarczej – tu także program
ubezpieczeniowy (mniejszy lub
większy) powinien stanowić o elemencie skutecznego zarządzania
ryzykiem przedsiębiorstwa.
Mało jednak z tych powinności wynika. Agenci cały czas
C
mają bardzo duży problem
z przekonaniem Polaków do wykupywania dobrowolnych ubezpieczeń. Podobnie jest w przypadku polityków. Każdy świadomy obywatel rozumie prawa demokracji i zna swoją rolę w niedziele wyborcze. Mimo to lekceważy swój społeczny obowiązek.
Pytanie: dlaczego? Tak zadanym
pytaniem dochodzimy do kolejnej cechy wspólnej polityki
i ubezpieczeń – braku dobrej
strategii nastawionej na potencjał
rynkowy/wyborczy. Politycy danej partii koncentrują się
na obrzydzeniu wyborcom partii, na które głosują (poza tymi,
którzy głosują właśnie na tę partię). Krytykują, zioną wyborczym jadem i liczą na to, że jak
w co drugim zdaniu będą krytykować swoich oponentów, to zyskają trochę głosów wyborczych.
Nie koncentrują się zatem
na 75% Polaków, którzy nie poszli na wybory, tylko na tych,
którzy wyboru już dokonali, a teraz jakiś polityk chce im ten wybór obrzydzić. A wiadomo, jak
trudno jest zmienić decyzję człowieka – kłania się tu jedna z reguł Cialdiniego: uparte obstawanie przy dokonanych przez siebie wyborach (reguła konsekwencji). Niestety – nie tędy droga, a przekonały się o tym kilka
tygodni temu małe partie, których kampania wyborcza polegała na krytykowaniu tych dużych.
BIBLIOTECZKA AGENTA
Nie miały one pomysłu na to, jak
przekonać część z potencjału wyborczego, żeby jednak uczestniczyły w wyborach. Podobnie
rzecz się ma w przypadku ubezpieczeń. Trwająca wojna cenowa
oznacza, że zakłady ubezpieczeń
starają się za wszelką ceną walczyć o aktualnych posiadaczy
polis np. majątkowych i komunikacyjnych. Wydaje się bowiem,
że większość Polaków nie decyduje się na zakup ubezpieczenia
nie ze względu na cenę, ale przez
inne czynniki. Czyli również
w ubezpieczeniach nie ma pomysłu na potencjał rynkowy. Raczej
skupiamy się na klientach, którzy już mają ubezpieczenie,
i za wszelką cenę walczymy
o nich – powoli wykrwawiając
się i przestając zarabiać na ubezpieczeniach, a ratując się działalnością lokacyjną. Oczywiście
gdyby zapytać zarówno zakłady
ubezpieczeń jak i partie polityczne, to zdecydowanie się ze mną
nie zgodzą, twierdząc, że ich
oferta i poglądy są nakierowane
właśnie na nowych klientów. Nie
zmienia to jednak faktu, że 3/4
osób nie poszło do urn, a większość Polaków lekceważy swoje
ubezpieczeniowe potrzeby.
Inną cechą wspólną łączącą
polityków i ubezpieczycieli jest
niemożność pełnego wypełnienia
swoich obietnic. Zarówno wyborcy, jak i klienci zakładu ubezpieczeń zawsze, przynajmniej
w części, nie będą zadowoleni
z usług, jakie obie strony wykonują na rzecz swoich klientów/wyborców. Zawsze bowiem
znajdzie się ktoś, kto nie będzie
zadowolony z likwidacji szkód
czy też dostanie odmowę wypłaty odszkodowania, a z perspektywy wyborców – nie jest możliwe
zrealizowanie wszystkich wyborczych obietnic wobec każdego
swojego politycznego zwolennika. Czyli działamy w podobnej,
nie najlepszej atmosferze na etapie realizacji zakupowych obietnic. Trudno polemizować z taką
specyfiką obu branż. Zawsze
można z perspektywy usługobiorcy więcej wypłacić odszkodowania lub więcej pracować
na rzecz społeczeństwa. Polityka
i ubezpieczenia nie są łatwymi
branżami – to pewne.
Wreszcie to, co łączy obie
dyscypliny, to zła interpretacja
potencjału odpowiednio: wyborczego/ubezpieczeniowego. Politycy myślą, że jak będą z jednej
strony krytykować oponentów,
z drugiej obiecywać, to dotrą
do tych, którzy są niezdecydowani, a ostatecznie na wybory nie
idą. To podejście świadczy o lekceważeniu inteligencji wyborców. Oczywiste jest – i wie o tym
pewnie każdy, kto prowadził
szkolenie, że najłatwiej jest
krytykować konkurencję oraz
obiecywać, że zrealizuje się to,
czego sala (np. pełna agentów)
się domaga. Jest to jednak droga
zła i nieskuteczna. Pomimo to
politycy brną w nią bez opamiętania. Podobnie rzecz się ma
w tym aspekcie z ubezpieczeniami. Brak jakiejkolwiek diagnozy,
odpowiadającej na pytanie, dlaczego Polacy nie chcą się ubezpieczać, powoduje, że cały czas
zakłady ubezpieczeń rotują pomiędzy sobą w większości tych
samych klientów. O ile politycy
jakiś pomysł (chociaż zły) mają
na pozyskanie nowych wyborców, o tyle w środowisku ubezpieczeniowym brakuje określonych pomysłów i spójnych strategii. Może, poza mało wiarygodnymi reklamami i przekazami
stricte marketingowymi.
I tak dochodzimy do puenty.
Mianowicie – żeby przestać koncentrować się na wyrywaniu sobie małych kawałków ubezpieczeniowego tortu, należy zdiagnozować rzeczywiste przyczyny tego,
że mimo że tort mógłby być dużo
większy, to cały czas jest taki
sam. Moim zdaniem dużo więcej
przyniosłaby wspólna praca
na rzecz podniesienia reputacji
całej branży. I właśnie o tym, jak
reputację budować, zamierzam
napisać kolejny felieton.
Filip Przydróżny
Autor pracuje
w towarzystwie
ubezpieczeniowym,
jest doktorantem Uniwersytetu
Ekonomicznego w Poznaniu.
Znajdź swoje DLACZEGO
Podobno podczas jednej z wizyt w agencji rządowej NASA prezydent Nixon miał okazję
rozmawiać z jej wybranymi pracownikami. Jednym z nich był człowiek odpowiedzialny
za mycie podłóg i sprzątanie pomieszczeń. Zapytany, co jest najważniejsze w jego pracy,
odpowiedział prezydentowi bez zastanowienia – najważniejsze w mojej pracy
jest wysłanie człowieka na Księżyc.
przątacz z NASA miał poczucie
misji i identyfikacji ze swoją pracą, której większość z nas może
mu tylko pozazdrościć. Zdaniem
Simona Sineka, autora książki Zaczynaj od DLACZEGO, to właśnie silna
świadomość celu decyduje o tym, czy
odczuwamy satysfakcję z pracy czy
wręcz przeciwnie. I nie chodzi tu bynajmniej o proste cele sprzedażowe
czy związane z udziałem w rynku.
S
Owo DLACZEGO musi poruszać
głęboko, odwołując się do wartości,
które są nam bliskie. To dotyczy
również twoich klientów i partnerów
Simon Sinek,
Zaczynaj od DLACZEGO,
Onepress, Gliwice 2013,
248 str.,
cena 39 zł
Simon Sinek przewodzi ruchowi, którego celem jest inspirowanie ludzi do robienia tego, co ich inspiruje. Współpracuje z RAND Corporation, wykłada komunikację strategiczną na Uniwersytecie Columbia i aktywnie udziela się
w świecie sztuki oraz przedsięwzięć non profit. Zapraszali
go członkowie Kongresu i ambasadorowie, przedstawiciele drobnego biznesu i wielkie korporacje, takie jak Microsoft czy Wal-Mart, by wyjaśnił, jak inspirować innych, i wyłożył swoją koncepcję DLACZEGO.
biznesowych. Zanim kupią ciebie
i twój produkt, najpierw sprawdzą
twoje DLACZEGO.
Być może nie pracujesz w agencji
kosmicznej, ale to nie stawia cię
na przegranej pozycji. Pytanie brzmi,
czy masz jakiś cel poza dotrwaniem do kolejnej wypłaty. Warto go
odnaleźć, ponieważ to znacząco
wpływa na poczucie satysfakcji, osobistej dumy i sensu życia. Bo tak naprawdę każdy z nas chce być komuś
potrzebny i przyczynić się do czegoś
większego niż on sam.
Aleksandra Wysocka-Zańko
[email protected]