WILK KULTURALNY|SUPLEMENT|SIERPIEŃ 2019|STRONA 21
OGLĄDAMY FILMY WYREŻYSEROWANE PRZEZ JOHNA HUSTONA ( 5 )
Nie będę ukrywać, że ponowne spotkanie z kinem Johna Hustona to
było dla mnie ogromne przeżycie, także emocjonalne. Sam reżyser był
twórcą bardzo wrażliwym i podejmującym różne, nie zawsze łatwe
tematy, a i często wyprzedzał swoją epokę sięgając po sprawy
kontrowersyjne i nie łatwe. A jeśli ogląda go widz wrażliwy, to na pewno
spora ilość jego filmów będzie potrafiła takiego widza poruszyć. Jak u
każdego reżysera, a stwierdzam to jedynie na podstawie tych filmów,
które obejrzałem, zdarzały się obrazy doskonałe, średnie i po prostu
słabe. Huston nie bał się zabawy z gatunkami, był jednym z twórców
kina noir, w pewnym sensie kina przygodowego, wreszcie nieźle
odnajdywał się w pastiszach, wszelkiego rodzaju komediach, a przede
wszystkim tworzył świetne dramaty i zawsze dbał oto, by jego filmy
również robiły dobre wrażenie wizualne. Wyjątkiem pośród jego
filmografii jest koszmarna „Fobia”, której nie obejrzałem w całości, bo
się po prostu nie dało. Niezły temat został przez reżysera zrobiony
na odczepne i na odwal, ale wynikało to raczej ze względu wyjątkowo
kiepskiego scenariusza, małej ilości funduszy przeznaczonych na
wykonanie filmu, który sprawiał wrażenie bardzo kiepskiej telewizyjnej
produkcji i strasznego aktorstwa. Miałem wrażenie, że ten film robił
zupełnie ktoś inny, a Huston jedynie się pod tym podpisał. Większość
filmów, po które sięgnąłem były jednak kawałem znakomitej roboty, nie
tylko rzemieślniczej, bo Hustona często się za takiego reżysera uważa
nawet współcześnie, ale także w sposobie realizacji swoich filmów.
Niektóre z nich były filmami kameralnymi, inne zachwycały rozmachem
czy nawet nietuzinkowymi rozwiązaniami, które dziś są przecież
standardami przy dużych produkcjach, ale zawsze były dopracowane
aktorsko (pomijając oczywiście „Fobię”) – nawet wówczas, gdy było
widać, że aktorom się nie chciało, byli zmęczeni lub nieświadomie
rozwalali swoim zachowaniem cały obraz. Wreszcie, był to reżyser, który
do końca pozostawał aktywny w zawodzie, nie obejrzany przeze mnie
film „Martwy” (a który zamierzam nadrobić) wyszedł już po jego śmierci,
a on sam reżyserował go będąc już ciężko chorym, umierającym
człowiekiem, który na własne życzenie wypisał się ze szpitala, byle
dokończyć film. Takie podejście robi wrażenie.