WILK KULTURALNY|NUMER 7| KWIECIEŃ 2020|BONDER|STRONA 65
Muzycznie nie ma tutaj z kolei już większego zaskoczenia, choć trzeba przyznać,
że David Arnold zdecydowanie potwierdził tą ścieżką, że był doskonałym
wyborem. Jego muzyka jest tak samo przerysowana i emocjonująca jak film, pełna
smaczków, odniesień i przede wszystkim wysokiej formy wykonawczej.
Są tu prawdziwe perełki i utwory, które naprawdę robią robotę zarówno w filmie,
jak i poza nim. Osiemnastoletni obraz to z kolei nadal kino porządne, choć
niepozbawione wad, które po latach śmieszą swoją topornością i przerysowaniem
właśnie. Bond totalny – jak zwykło się o nim mówić – nie starzeje się jakoś
szczególnie brzydko, choć na pewno Roger Moore miał rację mówiąc, że ta część
była prawdziwym kuriozum. A jak Wy wspominacie tę część?