WILK KULTURALNY|NUMER 7| KWIECIEŃ 2020|BONDER|STRONA 64
kochamy i uwielbiamy nucić.
Są tu z całą pewnością sceny
wręcz doskonałe – pościg
„Śmierć Nadejdzie Jutro” nie należy do poduszkowcami, czy cała sekwencja
moich ulubionych Bondów, choć jak pościgu po zamarzniętym jeziorze –
wspomniałem mam do tej części czy interesujące nawiązania
ogromny sentyment. To był wszakże mój do wszystkich dotychczasowych
pierwszy James Bond widziany w kinie! filmów o Jamesie Bondzie, ale
Gdy ma się dwanaście lat to naprawdę wszystkiego jest po prostu za dużo.
robi wrażenie! Teraz już nie robi i nawet Dziś „Śmierć Nadejdzie Jutro”
nie dlatego, że to zły film, bo wcale nie jest ogląda się z drwiącym uśmieszkiem,
taki zły jak niektórzy by chcieli. dokładnie takim samym jaki gości
Dwudziesty 007 jest nadal niezły, choć na twarzy Gustava Gravesa, albo
trzeba przyznać, że przerysowanie żartów, niezwruszonym chłodem Mirandy
potrzeba poupychania smaczków, Frost. Na tym tle wyróżnia się
komiksowość zdecydowanie zostały tutaj świetna, żartobliwa, trochę
przesadzone. To Bond, który jest zblazowana i zmęczona rolą, gra
kwintesencją schyłku lat 90tych, Pierce'a Brosnana, który jako Bond
zachłyśnięcia się technologią, efektami czuł tak duży luz, że gdyby był
specjalnymi, możliwościami, a także narysowany komiksową kreską nikt
potrzebą gonienia za zasadą „więcej, nie zauważyłby różnicy, a mimo
mocniej”, i do tego kosztem fabuły i wszystko bardzo mi szkoda, że nie
scenariusza. Cały film przypomina dostał jeszcze jednego Bonda dla
bardziej grę komputerową, w której Bond siebie (w duchu „Świat to za mało”
nie rozwiązuje zagadki, nie zmierza do albo „GoldenEye” o mroczniejszym i
uratowania świata przed szaleńcem, tylko mniej przesadzonym tonie całości).
zalicza kolejne poziomy w coraz bardziej
wymyślny i efektowny sposób.