WILK KULTURALNY|NUMER 7| KWIECIEŃ 2020|SYLWETKA|STRONA 28
żadnych dodatków, filtrów i retuszy. Miłe –
ale czy konieczne? Tym bardziej, że znów
brakuje trochę tutaj jakiegoś rozwinięcia
wynikającego z tego rozbudowanego sola
.Na koniec zaś otrzymujemy „The Moose
Are Marching” o marszowym tempie,
wpierw zasygnalizowanym przez perkusję
Andersa oraz partię basu (bo nie brzmi to
raczej na gitarę Holdswortha, który
wchodzi chwilę później) oraz ambientowe
tło klawiszy Jensa. Utworowi nigdzie się
nie spieszy, a muzykom tym bardziej, bo
choć tempo jest istotnie marszowe, to
bynajmniej nie jest szybkie. Suniemy w
nim powoli, dostojnie, a samo trio
rozkłada w nim poszczególne dźwięki i
solówki oszczędnie, ale bardzo
klimatycznie i pomysłowo zarazem.
Surowa końcówka pierwszej połowy
przechodzi w nieco szybsze, ostrzejsze
rozwinięcie gtarowych elementów Allana,
ponownie przywodzące na myśl nie tyle
fusion właśnie, ile progresywne
zapędy wszystkich trzech muzyków.
Mimo to, nadal jest sunąco, ale bynajmniej
nie nużąco, choć nie ukrywam, że
brakować może tutaj w pewnym
momencie przyspieszenia na pełnej... na
pełnym gazie. Nie pasuje mi też w nim
końcówka z bulgotem wody – no cóż,
Holdsworth słynął także z dziwnych
pomysłów.
Największą wadą „Heavy Machinery”
jest to, że panowie nie kontynuowali
swojej współpracy i jest to jedyny
album tria, które świetnie się ze
sobą dogadywało pod względem
brzmieniowym i muzycznym.
Zażarło na nim z tego powodu, iż
Holdsworth wszedł do studia nie ze
stałymi współpracownikami i
muzykami z którymi grał przez lata,
a z muzykami, którzy na co dzień
grali i grają nadal zupełnie inny
typ muzyki. Spotkanie dwóch
różnych światów zaowocowało
powstaniem albumu, który jest
wyjątkowo spójny, pomysłowy i
pełen świetnych dźwięków, często
wyraźnie improwizowanych i
nieoczywistych, pełnych naleciałości
od każdego z muzyków.
Bardzo jestem też ciekaw jakie
formy przybrałaby twórczość
Johanssonów z Allanem, gdyby
powstał drugi album (i kolejne),
gdyby dodali do niego jakiegoś
dobrego basistę – na przykład
Myunga albo Sheehana i do tego
jeszcze dociążyli swoje brzmienie.