Young the Giant – Mirror Master (2018)
Jak oswoić letnie promienie słońca zimną jesienią? Najlepiej puszczając
muzykę, która brzmi tak jakby była pełnia lata. Najnowszy „Mirror
Master” to ich czwarty pełnometrażowy album studyjny, który
przepełniony jest ciepłymi, niezwykle urokliwymi melodiami. W
otwierającym „Superposistion” z orientalną gitarą, marszową perkusją i
zgrabną elektroniką w tle można się zakochać po prostu z miejsca. Tak
samo zresztą jak w pozostałych numerach, które się na nim znalazły:
drugi na płycie energetyczny, bardziej nastawiony na gitarowe
brzmienie „Simplify” jest wprost cudny, niewinnością zachwyca także
„Call Me Back” fajnie rozłożony na akcentach mrocznego
elektronicznego tła i perkusjonaliach z miejsca kojarzących się z U2 z
początku lat 90tych, który zresztą ma w sobie coś z ówczesnej odsłony
irlandzkiej grupy, a skoro o lecie mowa to na czwartej pozycji znalazł się
właśnie „Heat Of the Summer” o takiej energii, że na twarzy od razu
rośnie uśmiech. A to tylko cztery single promujące album, na którym
równie fantastycznie wypadają pozostałe utwory czarując do samego
końca. Sam album w zestawieniu z wcześniej opisanym krążkiem
Kravitza wypada znacznie ciekawiej, spontaniczniej i żywiej, także ze
względu na to, że jest dużo krótszy – zamiast ponad godziny trwa
niespełna trzy kwadranse, a funkowych vibe'ów panowie nie unikają. Do
kompletu jak zwykle udana okładka w którą można się wpatrywać bez
końca tworząc do niej historie i opowieści do której muzyka
amerykańskiej grupy będzie idealnym soundtrackiem, jak również
kapitalnym ogrzewaczem.
83