Wilk Kulturalny Wilk Kulturalny Listopad 2018 | Page 83

Lenny Kravitz – Raise Vibration (2018) Nie samym metalem człowiek żyje dlatego sięga też po płyty z nieco innych muzycznych szuflad, choć znam i takich, którzy po te inne wcale by nie sięgali. Za to po Kravitza jak najbardziej. Jego najnowszy krążek to jedenasty studyjny album w jego dorobku pojawiający się w cztery lata po świetnie przyjętym „Strut”. Na nim Kravitz z jedenej strony hołduje swojemu przez lata wypracowanemu stylowi, z drugiej nie stroni od nowocześniejszego brzmienia, wreszcie wraca do funku, którego trochę brakowało mi na poprzedniku. Znajdzie się więc na niej wszystko za co kocha się (lub nienawidzi Lenny'ego) od energetycznych rockowych numerów rodem z początków kairiery, przez rytmy taneczne, aż po przepełnione łzami ballady, a nawet szczyptę popowej stylistyki w duchu Michaela Jacksona do którego obecności Lenny Kravitz na tym albumie przyznaje się nie tylko lekkim, skocznym brzmieniem całości, ale także wykorzystując fragmenty jego głosu w niezłym „Low”. To płyta przepełniona nostalgią, ale także wielką swobodą i radochą, której tak bardzo potrzebuje dziś świat, a Kravitz znakomicie wyczuwa te nastroje i serwuje płytę ciepłą i bardzo przyjemną, choć może odrobinę za długą, o trochę naiwnej łopatologii w niektórych tekstach czy muzycznych schemtach, które słyszeliśmy u niego już tyle razy, że można by machnąć ręką gdyby nie fakt, że to Kravitz. Podobnie przecież sytuacja ma się z płytami Mistrza Marcusa Millera! Różnica jednak polega na tym, że tegoroczny album Millera porywa od początku do końca, a przy nowym Kravitzu co jakiś czas zerka się na zegarek i zastanawia czy nie mógłby być chociaż odrobinę krótszy. Ocena: Pierwsza Kwadra 82