Do dziś nie wiadomo ile w tym prawdy, a ile zwykłej legendy, ale
prawdą jest że w tamtym czasie nikomu nieznany muzyk, raczej
wyszydzany niż chwalony, nagle stał się bardzo znanym i chętnie
słuchanym gitarzystą. Niektórzy badacze folkloru zawuażają, że
pod koniec XIX i na początku XX wieku podobne historie
rodziły się często gfy pojawiał się ktoś o silnej osobowości, z
talentem i popularny pośród kobiet, a te uwielbiały muzyków
bluesowych. Inni zwracają uwagę na to, że sam fakt czarnego
muzyka ze strunowym instrumentem miał wówczas w sobie coś
diabelskiego i nie do końca rozumianego.
Wróćmy jednak do Johnsona. Od 1932 roku, aż do swojej
przedwczesnej śmierci w 1938 roku, zdobywał coraz większą
popularność i regularnie grywał w całej Delcie Mississippi,
regionach w sąsiedztwie i Arkansas. Bywało, że podróżował też
znacznie dalej, bo razem z Johnnym Shinesem wyruszył do
Chicago, Teksasu, Nowego Jorku, Kentucky, Indiany, a nawet
do Kanady. Spędzał czas z licznymi przyjaciółmi i kochankami,
ale nigdy więcej się już nie ożenił. Lubił grywać na rozdrożach za
tak zwane datki do kapelusza, ale także przy restauracjach czy
loklanych zakładach balwierniczych. Jego muzyczni kompani
mieli podkreślać, że choć był znany z mrocnzego i
skomplikowanego stylu gry często zabawiał publiczność bardziej
skocznymi, mniej złożonymi utworami, sięgając po ówczesne
standardy, które dziś nazwalibyśmy muzyką pop, a nawet muzykę
nie mającą za wiele wspólnego z bluesem.
6