A World Is Quiet Here – Prolouge (2018)
Tu zdecydowanie nie jest cicho, wręcz przeciwnie. Pod tą jakże
wdzięczną nazwą kryje się pięciosobowy zespół z amerykańskiego
Wisconsin założony w 2010 roku. „Prolouge” to ich debiutancki
pełnometrażowy album, który swoją premierę miał w marcu tego
roku. Chłopaki stawiają na mieszankę nowoczesnego progresywnego
grania w stylu Between The Buried And Me, Mastodon, The Dear
Hunter, Ptotest The Hero, Periphery czy Coheed And Cambria. Co
za tym idzie sięgają po melodyjne struktury, niskie stroje,
wirtuozerskie wykonania i różnorodne wokale. Do tego od razu
startują z konceptem, bo album w założeniu ma być historią
człowieka, który odkrywa że jego życie nie jest tym, czym powinno
być, a on sam do tego świata nie należy. Brzmi jak banał, ale zarówno
brzmieniowo jak i muzycznie jest bardzo sprawnie, atrakcyjnie i
odważnie. Spokojniejsze fragmenty świetnie łączą się z melodyjnymi
rozwinięciami, a te płynnie przechodzą w ciężkie i skomplikowane
formy. Nie boją się nawet chłopaki umieszczania długaśnych ponad
trzynastominutowych numerów, jak bardzo udany „See the Sun”, a
do tego potrafią trzymać w napięciu od pierwszych do ostatnich
dźwięków. Przyczepić się można w zasadzie jedynie do wokalów,
które choć są udane i nie ograniczają się tylko do jednego sposobu
śpiewania czy growli, to w niektórych czystych partiach brakuje
wyczucia czy pewności siebie. Na dokładkę panowie serwują jeszcze
wersje instrumentalną swojej płyty, co jeszcze mocniej pokazuje ich
spory potencjał i solidny warsztat. Ocena: Pełnia
56