WILK KULTURALNY|NUMER 5|LISTOPAD 2019|BONDER|STRONA 31
Współcześnie, OHMSS ma znacznie
przychylniejszą krytykę, niż w chwili
premiery. Krytyk filmowy James
Berardinelli w swojej recenzji
podsumowywał następująco: „(...) jest to
zdecydowanie najlepsza pozycja w
długiej historii serii o Jamesie Bondzie.
Film zawiera jedne z najbardziej
ekscytujących sekwencji akcji, jaki
kiedykolwiek znalazły się na ekranach,
wzruszającą historię miłosną i miły
wątek fabularny w którym agent 007 nie
tylko przekracza swoje kompetencje, ale
również grozi rezygnacją z tajnej służby
Jej Królewskiej Mości.” Lazenby zwykle
jest uważany za najsłabszego bonda, ale
Connery, Moore, Dalton i Craig, czyli inni
byli odtwórcy roli razem z (jeszcze)
obecnym wysoko ocenili jego występ.
Sam Brosnan kiedyś nawet przyznał, że
OHMSS to jego ulubiony film z serii i
swego czasu chciał nawet zrobić remake
ze sobą w roli głównej, ale producenci
nie byli temu pomysłowi przychylni.
Amerykański recenzent filmowy Leonard
Maltin zasugerował, że gdyby to Connery
wystąpił w roli głównej zamiast
Lazenby'ego, OHMSS byłoby filmem
znacznie lepszym. Z drugiej strony
Danny Peary napisał: „Nie jestem pewien,
czy zgadzam się z tymi, którzy twierdzą,
że gdyby Connery grał w nim Bonda, to
byłby to zdecydowanie najlepszy z całej
serii... Bond Connery'ego, z jego
nieograniczonym humorem i wyczuciem
zabawy pewności siebie nie pasowałby
do tego obrazu.
Właściwie to działa lepiej z Lazenbym,
ponieważ nie jest on w stanie grać
Bonda jakobohatera większego niż
można spotkać w zwykłym życiu;
(...)Bond Lazenby'ego również nie ma
tej samej pewności co Connery, co jest
właściwe w rozpadającym się,
przygnębiającym świecie, wktórym się
znalazł. Czasami wydaje się być
wrażliwy i roztrzęsiony. Na lodowisku
jest naprawdę przerażony. Martwimy
się o niego .„W Tajnej Służbie Jej
Królewskiej Mości” nie ma Connery'ego
i nie można w pełni dostosować się do
Lazenby'ego, ale myślę, że nadal może
to być najlepszy film o Bondzie, jak
twierdzi wielu fanów Bonda.” Peary
opisał także film jako "najpowa-
żniejszą”, „najbardziej cyniczną” i
„najbardziej tragiczną” z serii filmów o
Bondzie. Osobiście z całym
przekonaniem mogę też powiedzieć,
że w pełni się zgadzam ze słowami
Peary'ego, bo ja tak właśnie uważam.
Connery byłby w nim za poważny,
tymczasem dzięki Lazenby'emu
wiemy, że 007 to także człowiek ze
wszystkimi słabościami i wadami.
Wreszcie, zdecydowanie obok „Licencji
na zabijanie”, o której pisaliśmy w
poprzednim numerze jest to bodaj
jedyny film z serii o tak tragicznym,
poważnym i bardzo bliskim zwykłemu
życiu wydźwięku.