Wilk Kulturalny Wilk Kulturalny 5 Listopad 2019 | Page 19

WILK KULTURALNY|NUMER 5|LISTOPAD 2019|SYLWETKA|STRONA 19 Fanntastycznie wypada tutaj surowa, mrucząca partia basu, którą wprawne ucho powinno skojarzyć ze sposobemy gry Johna Myunga z Dream Theater, szczególniez tamtego czasu, a zwłaszcza z późniejszego o dwa lata w stosunkudo płyty „Tilt” niesławnego albumu „Falling Into Infinity”,który z takiej perspektywy i sposobu gry czerpał garściami. Przedostatnim na tym krążku jest „O.D” Kotzena w którym wracamy do szybszego grania. Ponownie mnóstwo tutaj jazzującego tła, rozbudowanych Hollsworthowskich patentów gitarowych, żartobliwych zwolnień i świetnej techniki. Na koniec zaś wstawiono „Full Wiev” Howe'a. W nim na powrót robi się niecospokojniej, bardziej lirycznie, choć główny riff jest jak wyrwany zrasowego hard rockowego kawałka. Drugi riff zaś efektownie zwracana siebie uwagę kierując kawałek w zdecydowanie progresywne rejony. Nieznacznie kuleje tło, bo choć perkusja brzmi tutaj znakomicie, to trochę chaosu wkrada się w partie klawiszy i basu, którego niemal tutaj nie słychać. Trochę szkoda, że panowie niepozwolili sobie też tutaj na podkręcenie trochę prędkości, bozwłaszcza ten ostrzejszy riff wprost oto prosi, a rozbudowane, melodyjne solówki choć znakomite, to wydają się jednocześniebardzo podobne do tych z wcześniejszych numerów. Wręcz można odnieść wrażenie, że ten kończący kawałek miał stanowić coś w rodzaju kulminacji i podsumowania wszystkich motywów albumu w jednym . kawałku. "Tilt” czyli pierwszy wspólny krążek Kotzena i Howe'a do dziś potrafi zachwycać i wzbudzać emocje. Obaj panowie grają na nim nadzwyczaj sprawnie i efektownie, a próba ogarnięcia różnych stylów gry i gatunków wypada na nim nie tylko porywająco, ale i interesująco. Prawdą jest, że nie ma na nim grania łatwego czy zapamiętywalnego, zdecydowanie wymagającego osłuchania i zaangażowania słuchacza, ale nie można jej zarzucić niespójności czy pomysłowości. Panowie nie zrobili bowiem albumu z piosenkami, a z rozbudowanymi jammami, wariacjami nad swoimi idolami i ulubionymi stylami gry, co wyszło nad wyraz smakowicie. Brzmienie, podobnie jak zamysł jest tutaj bardzo zgrabne, choć miejscami może się dziś wydać nieco archaiczne lub niepełne, zbyt surowe. Ta płyta też, nawet dziś, moim zdaniem wyprzedza swój czas nie o pół dekady, a nawet o kilka dekad – to wciąż bowiem granie fascynujące, efektowne i nieodkryte, które zachwyca strukturami, szybkością i mogące stanowić wzór tego, jak powinna brzmieć muzyka idealna, taka która wymaga od słuchacza czegoś więcej niż słuchania i tupania nóżką.