Wilk Kulturalny Wilk Kulturalny 4 Lipiec 2019 | Page 62

WILK KULTURALNY|NUMER 4| LIPIEC 2019| BONDER| STRONA 62 Kamena, aniżeli pioseneczek. Całościowo muzyka do „Licencji na zabijanie” niestety nie robi dobrego wrażenia, choć wyraźnie słychać, że Michael Kamen starał się wypaść jak najlepiej, co szczególnie udaje się bezpośrednio z obrazem, poza nim jest dużo słabiej. Inaczej sprawa ma się z samym filmem, po trzydziestu latach od premiery nadal jest to część przygód 007, która jest szczególnie ceniona, choć w mojej opinii nieco niesłusznie. Jest to obraz mroczniejszy, poważniejszy i dużo mniej komiksowy, choć i tak trzeba zauważyć, że Bond z lat 80tych, zarówno te z Moorem (może poza „Ośmironiczką” i z pominięciem Connery’owskiego nieoficjalnego „Nigdy Nie Mów Nigdy Więcej”), jak i Daltonem były dużo poważniejsze niż te z lat 70tych, a przede wszystkim coraz mocniej szły z duchem czasu. Po raz pierwszy w zasadzie tak mocno pokazano, że James Bond jest człowiekiem, który ma uczucia, a także, że przeciwnikiem tajnego agenta nie zawsze musi być szaleniec z niecnym planem podboju świata. To część o iście szekspirowskim wydźwięku, bo Bond zmaga się nie tylko z Sanchezem, ale przede wszystkim samym sobą i doskonale sportretował to Timothy Dalton, który jak się okazało był 007 zbyt poważnym dla ówczesnej publiczności. Po trzydziestu latach jest to jednak część, która nadal potrafi zrobić spore wrażenie wartką akcją, mocniejszym podejściem, brutalnością, której osobiście wcale nie postrzegam za wadę, bo przecież nawet w Moore’owskich brutalnych scen nie brakowało, a przede wszystkim fenomenalnym aktorstwem, nie tylko Daltona. To jeden z moich ulubionych Bondów (zarówno jako film, jkakm również w kwestii aktora wykonującego główną rolę) i każdemu nieprzekonanemu polecam obejrzeć go dokładnie jeszcze raz i spróbować go zrozumieć z perspektywy epoki w jakiej powstawał, z perspektywy Bonda jako człowieka, który cierpi tak samo jak każdy z nas i dopiero wtedy oceniać ten film jako udany lub zły. Inaczej się nie da.