Wilk Kulturalny Wilk Kulturalny 4 Lipiec 2019 | Page 58

WILK KULTURALNY|NUMER 4| LIPIEC 2019| BONDER| STRONA 58 muszą zmienić serię, by nadal była interesująca dla widzów, a w chwili premiery opinie o „Moonrakerze” były bardzo różne, przede wszystkim jednak mieszane i krytyczne. Widzom i krytykom nie podobało się, podobnie jak Moore’owi, przedobrzenie i co ciekawe – finał w kosmosie, który pasował do epoki w której film powstał, ale średnio do postaci (dotyczy to także ukłonu w keirunku spaghetti westernów kiedy Moore jedzie na koniu w charakterystycznym poncho). Po latach okazuje się z kolei, że jest to najbardziej komediowa odsłona serii, choć może nie aż tak kontrowersyjna jak znacznie późniejsze „Śmierć nadejdzie jutro” z Brosnanem. Przyjrzyjmy się z kolei muzyce do „Moonrakera”, którą wówczas napisał nadworny kompozytor serii, czyli John Barry. Zaczynamy od utworu tytułowego, który zaśpiewała po raz trzeci Shirley Bassey i nie ma co ukrywać, że to nadal jeden z najlepszych utworów otwierających kolejny film o przygodach Jamesa Bonda. Po latach nadal potrafi wywołać ciarki na plecach i uśmiech na twarzy, zawsze kojarząc się z Bondem i Moorem. Dalej, na soundtracku niestety nie pojawiają się w takim układzie jak przebiega historia przedstawiona w filmie, ale za to po Bassey wita nas znakomity motyw przewodni zawarty w numerze „Space Lazer Battle”. O ile dziś, sceny podczas tej walki nie robią już takiego wrażenia, to muzyka przepełniona jest wielkością, smutkiem i pełna charakterystycznych linii, które ponownie kojarzą się tylko z Bondem. Genialny numer, który później został fantastycznie przerobiony i rozszerzony przez Davida Arnolda. Nieco mniej zaskakujący jest bardzo sympatyczny, choć jednocześnie bardzo zwykły „Miss Goodhead Meets Bond”, który kojarzy się ze starymi filmami. Nadal jednak jest wspaniale. Po nim wpada „Cable Car And Snake Fight”, który sam w sobie nie jest zły, ale potrafi zdenerwować przetwarzaniem motywów, które Barry napisał jeszcze dla Bonda z czasów Seana Connery’ego, a które pod koniec lat 70tych brzmiały już archaicznie i nieciekawie. Równie nieciekawy wydać się może poza obrazem numer „Bond Lured To Pyramid”, choć zaraz po nim pojawia się rekompensujący te wrażenia genialny i mroczny marsz połączony ze skromnym walcem, czyli „Flight In Space”, który także David Arnold wykorzysta później w swojej przeróbce z albumu „Shaken Not Stirred”, którym dał się poznać producentom, a do tego rekomendowany został przez samego Barry’ego. Po nim numer z wcześniejszego fragmentu filmu, czyli „Bond Arrives In Rio And Boat Chase”. Choć tytuł odnosi się do dwóch kwestii, to jego długość pozostawia wiele do życzenia – dwie minuty i trzydzieści dziewięć sekund. Sam w sobie jest to bardzo miły i lekki numer wprowadzający naszego ulubionego agenta w nową lokację, których w tym filmie nie brakuje, by po chwili szybko zerwać się do sceny pościgu, która znów powiela to, co osobiście uważam za najgorsze w muzyce Barry’ego, czyli motyw, który natrętnie dominował w filmach Connery’ego.