Wilk Kulturalny Wilk Kulturalny 4 Lipiec 2019 | Page 27

WILK KULTURALNY|NUMER 4| LIPIEC 2019| SYLWETKA| STRONA 27 psychodelicznego smaku, zdającego się gdyby nie harmonijka czy wyraźne trochę oderwanego od reszty. Mógłbym blueosowe frazowanie gitary czy wokalu przysiąc, że gdyby nie wyciszenie, to zaraz mógłby uchodzić za przykład zespół zaskoczyłby tęgą improwizacją i współczesnego popu, tymczasem to niemal puściłby wodze fantazji... Bardzo Chrisowy, idealny przykład swingu. Klimatycznie ponownie jak wyrwany z którejś z jego ponownie robi się w świetnym „The Soul Of bardziej znanych płyt, jest „Rules Of Love”. My Father's Shadow” wracającym do tradycji Nie tylko bowiem czaruje się tutaj klimatem, bluesowej opowieści. Mruczący bas, klawisz, głosem Chrisa, czy jego charakterystyczną delikatna perkusja i łkająca gitara, a na nim lekko łkającą gitarą, ale i nawet cudownie kojący głos Chrisa. Perfekcja w perkusjonaliami, które przywodzą na myśl której naprawdę czuć jakiś mistycyzm, jego największe przeboje. Czy nie jest to taki bluesową duchowość i uczuciowość. W numer, którego swego czasu nie ostatnim, dwunastym numerze tej płyty, powstydziłby się nawet Gary Moore albo Eric Chris Rea zdaje się w tytule puszczać oczko Clapton? Tu także wraz z wyciszeniem do swojego konceptu „niebieskiej gitary”, bo niemal słyszy się przyspieszenie, zatytułował go nieco przekornie „My Blue rozimprowizowane szaleństwo, które World Says Hello”. Chris Rea jest tu znów niestety nie następuje. Tęsknie, bardzo blisko swoich numerów z melancholijnie, jeszcze bardziej wręcz wcześniejszych płyt, choć jest on też Claptonowo robi się w „What You Done To zdecydowanie wolniejszy i pełny typowo Me”. Sympatyczny to numer, choć wcale nie bluesowej melancholii. Bardzo klimatyczny należący do moich faworytów. to numer, do tego stopnia, że znów zamykamy oczy kołysząc się w hamaku albo W „Hobo Love Blues” ponownie Rea wyraźnie implikuje rejony w które wyruszymy już na następnej płycie, ale też bardziej bawi się atmosferą i odrobinę psychodelicznymi naleciałościami. Ten powolny marsz ma w sobie coś z duchoty, pustynności i spiekoty. Jeszcze chwila, jeszcze moment i zespół pojechałby szalonymi solówkami, tymczasem numer po prostu się kończy. Bogatsze korzystanie z klawiszy pojawia się w „Pass Me By”, który rozciągając się wygodnie w fotelu.