WILK KULTURALNY|NUMER 4| LIPIEC 2019| SYLWETKA| STRONA 24
Rea'owym frazowaniem i kończeniem Drugą połowę otwiera „Le Fleur De La Vie”
dźwięków. Po nim fantastyczny „You Got który wraca do estetyki, którą dziś można
Dixie” przecudnie i delikatnie przyspiesza, kojarzyć z wodewilami, nawet wokal Chrisa
choć tempo dalej jest dość spokojne i (śpiewającego po francusku!) przyprószono
leniwe, podkreślając instrumentami i szumem jakby jeszcze bardziej chciano
czystym brzmieniem harmonie i podkreślić staromodny charakter
sprawniejszym budowaniem piosenkowych kompozycji. Urocze, choć nie jest to wcale
struktur bardzo bliskim także dzisiejszemu najciekawszy moment tego albumu. Kolejne
myśleniu o muzyce popularnej. A przy tym spotkanie z dziewczyną to „Catfish Girl”
znów wyraźnie zbliżamy się do brzmień, do znów wracający do korzeni, ale bogato
których Chris zdążył przyzwyczaić na swoich wzmocniony sekcją dętą. Między luzem,
wcześniejszych albumach. Na piątej pozycji swobodą i pięknymi uczuciami słychać
znalazł się świetny skoczny „One Night With jednak pewien smutek i tęsknotę bez której
You”, w którym ponownie na winylowym blues nie mógłby się narodzić, ani rozwijać.
szumie podkreślono surowość oraz Solówka na trąbce zaś to już niemal jazz. Po
postawiono na przestrzeń, wreszcie prostu piękno! W salonach jak wiadomo
bogactwo dźwięków i niemal kompozycyjne oprócz papierosowego dymu i lejącego się
szaleństwo, bliskie wręcz sztandarowemu w alkoholu grano w karty, choć niekoniecznie
klimacie kawałkowi Chrisa, czyli „Josephine”. o tym musi być następny utwór
Pierwsza połowę tego krążka kończy z kolei zatytułowany „Only A Fool Plays By The
„Talking 'Bout New Orleans”, a w nim niemal Rule” cudownie rozłożony w czasie, od
powrót do korzeni, a przynajmniej tak delikatnego wstępu począwszy przez
sugerować może linia wokalna otwierająca kroczące rozwinięcie znakomicie budujące
numer, delikatny wstęp pianina i surowa atmosferę, aż po bogaty, rozpędzony surowy
melodia gitary, po czym całość nabiera finał, który niestety został wyciszony w
niespotykanego wcześniej blasku, jakiejś kulminacyjnym momencie. Lamenty
nieokiełznanej radości, w którym co prawda wracają w „Baby Come Home” - czy to
nadal słychać też smutek, ale zdecydowanie opowieść o matce, która chce by jego syn
zmienia się tu klimat. Ostrzejsze gitarowe wrócił z tułaczki, a może mężczyzny
frazy z kolei zdecydowanie pachną już nie wariującego z tęsknoty za swoją kobietą? Tu
tyle jazzem, ile ragtime'em i wreszcie czy ponownie pojawiają się niemal jazzowe
wczesnym blues rockiem. Cudeńko! struktury czy to za sprawą pulsującego basu
i bitu perkusji czy syntezatorowego klawisza
(!) bliżej już wręcz nawet erze funk,