WILK KULTURALNY|NUMER 4| LIPIEC 2019| W STARYM KINIE| STRONA 55
Nie jest to najlepszy film Hustona, ale z całą
pewnością jest to film twórcy dojrzałego,
który tak naprawdę rozlicza się i
podsumowuje swoje życie oraz dorobek
artystyczny. Wszystkie bowiem aspekty tego
obrazu, wcześniej zdążyły już w jego
obrazach wybrzmieć na wiele sposobów, ale
te zdają się mimo to, wybrzmiewać na nowo
i to jeszcze dobitniej. Rewelacyjna gra
Finney'a sprawia, że film ogląda się
wyśmienicie, a do tego widza wciąga
niesamowita otoczka meksykańskiego
Święta Zmarłych podczas którego dzieje się
fabuła filmu i które staje się metaforą
podróży naszego bohatera. To podróż
niczym z „Boskiej Komedii” Dantego
Allighierego, bo sam Firmin przyznaje w
pewnym momencie, że jego życie to
wędrówka przez piekło. Rzeczywiście jego
alkoholowy, ostatni „trip” ma w sobie coś z
zejścia do samego Czyśca, a może nawet
Piekła. Otaczają go kościotrupy, diabły, a
nawet nie do końca przychylni mieszkańcy
meksykańskiego miasteczka, którzy
ostatecznie przyczynią się do jego zguby.
Firmin jednakże sam jest człowiekiem
zagubionym, który w pewnym sensie nie
odróżnia już świata na jawie i tego, który
tworzy sobie pijąc. Nie odróżnia dobra i zła,
nie daje sobie pomóc, gdy żona i brat
wyciągają do niego dłoń i próbują go
wyciągnąć z tarapatów, wreszcie za listy,
których mu nie dostarczono daje się zabić. A
wsyzstko pod jakże symbolicznym w tym
kontekście – wulkanem, który co prawda nie
wybucha, ale metaforycznie dokonuje
erupcji w sercu i umyśle Firmina. Wreszcie to
postać, która jest dobroduszna i daje się
lubić, mimo że Geoffrey robi wszystko żeby
do tego nie doszło, żebyśmy go nie lubili i
żałowali.
To trochę tak, jakby reżyser ze
świadomością, że i jego czas się kończy
chciał powiedzieć, żebyśmy pamiętali go za
jego dobre i wczesne filmy, za ogromny
wkład w kinematografię, a nie za te kilka
wpadek, które mu się zdarzały po drodze –
choćby Ty „Fobio” patrzę na Ciebie
nienawistnym wzrokiem. Na pewno warto
obejrzeć ten późny film Hustona, choć dziś
w zalewie podobnych alkoholowych
opowieści, może się wydać trochę nudny
lub nieciekawy i będzie to mylne
spostrzeżenie, bo ponownie można by rzec,
John Huston uprzedził wysyp tych historii,
robiąc film niemal prekursorski i przy tym
dokonując podsumowania samego siebie. .