Born Of Osiris - The Simulation (2019)
Amerykanie na swoim piątym pełnometrażowym albumie całkowicie
porzucają deathcore, co nie stanowiłoby problemu gdyby też
całkowicie nie porzucali też ciężaru i charakterystycznego dla siebie
brzmienia. Poza tym dyskusyjna jest też owa pełnometrażowość, bo
płyta trwa niecałe dwadzieścia sześć minut, będąc tym samym o pięć
minut dłuższa od debiutanckiej epki „The New Reign” sprzed
dwunastu lat. Co nie udało się na „The Simulation” i czemu nowa
ścieżka BOF jest złą drogą?
Podobnie jak na solowym McKinneya, tak i tutaj numery są raczej
krótkie i tylko jeden z nich trwa cztery i pół minuty, podczas gdy reszta
tego czasu nie przekracza. Drastycznej zmiany stylu nie słychać jeszcze
aż tak bardzo w zaledwie dobrym 'The Accursed”, który płytę otwiera.
Techniczne, szybkie i nisko strojone riffowanie nieźle łączy się z
klawiszami, które nie są novum w muzyce BOF, ale jeszcze nigdy nie
brzmiały tak skocznie. Problem w tym, że bliżej tu do metalcore'u
aniżeli korzeni grupy. Podobnie też jest w "Disconnectome", który jest
co prawda atrakcyjny pod względem szybkości, melodyjności i
soczystego growlu, to jednak słychać, że nie jest to ta sama grupa co
kiedyś, a kompletnym nieporozumieniem jest wyciszenie utworu, które
następuje po zaledwie trzech minutach i dziewiętnastu sekundach,
czyli zanim na dobre kawałek się rozkręci lub przynajmniej na koniec
WILK KULTURALNY|NUMER 3|KWIECIEŃ 2019|KOSZYK PEŁEN... |STRONA 97