Całość mimo wszystko brzmi lepiej niż na epce, jakby ciężej i
mroczniej, co sugeruje, że panowie jednak nagrali go ponownie.
Ciekawiej wypada też iście Metallikowe zwolnienie do solówki o
wyraźnym thrashowym charakterze. Mimo całej sympatii dla całej
stylistyki, podobnie jak nie zachwycał na epce, tak i nie zachwyca na
pełnym albumie i niepotrzebnie go wypełnia do prawie czterdziestu
dziewięciu minut, bo niecałe czterdzieści dwie byłyby smakowitsze i
znacznie mocarniejsze. Na zakończenie pojawia się „The Omega Circle”
nieznacznie tylko przekraczający czas siedmiu minut. Spokojny, senny
wstęp z płaczliwym wokalem Johana to tylko zmyłka, bo po chwili
znów panowie uderzają w struny i bębny, by zacząć kolejny duszny
pochód. Jest ciężko, monotonnie i wręcz nieprzyjemnie gęsto od
atmosfery, ale sam utwór wydaje się być też wydłużany nieco na siłę.
Nie jest jednak też tak, że na koniec jest gorzej od wcześniejszych
utworów, bo całość prezentuje zaskakująco równy poziom, a mimo to
można poczuć swoiste znużenie. Niepotrzebna jest zaś kompletnie
krótka doklejka wyłaniająca się z ciszy tylko po to, by po natężeniu
szybko się wyciszyć ponownie, po zakończeniu utworu – ale widocznie
była ona Szwedom potrzebna.
Candlemass na swojej najnowszej pycie zatacza pełne koło – nie tylko
przez bezpośrednie nawiązanie do trzech pierwszych płyt i powrót
Johana Längquista przed mikrofon, ale także jeszcze mocniejsze
podkreślanie inspiracji Black Sabbath, także przez zaproszenie Mistrza
Iommiego do zagrania jednej, króciutkiej solówki (!), ale także przez
sposób w jaki na tym krążku brzmią – soczyście, duszno, a zarazem
bardzo surowo, tak jakby nie nagrywali tej płyty współcześnie, a właśnie
wtedy, kiedy zaczynali. To płyta bardzo solidna, ale bynajmniej nie
zaskakująca, bo Szwedzi poruszają się tu po dobrze znanych i
wielokrotnie przetartych szlakach, które sami przez lata rozwijali. W
porównaniu do nieciekawych epek z Levenem, Candlemass jednak
odwalił tu kawał roboty, która powinna spodobać się wszystkim fanom
klasycznego epickiego doom metalu i Candlemass właśnie i jeśli jest
definitywnym (studyjnym) zakończeniem kariery tej grupy to w pełni
WILK KULTURALNY|NUMER 3|KWIECIEŃ 2019|KOSZYK PEŁEN... |STRONA 91