5. Wired For Madness (2019)
Najnowszy solowy album studyjny czarodzieja ukazał się w niespełna
dwa miesiące od premiery czternastej płyty Dream Theater i w cztery
lata od głównie coverowego fortepianowego „The Unforgotten Path”.
Jordan postanowił też wrócić do formuły pełnego zespołu i ponownie
zaprosił gości, tym razem w dużej i doborowej obsadzie – trzech
perkusistów (Roda Morgenteina, Marca Minnemanna oraz Elijaha
Wooda), pięciu gitarzystów (Johna Petrucciego, Guthriego Govana,
Vinniego Moore'a, Joe'a Bonamassę oraz Aleka Darsona), basistę Jonasa
Reingolda), dwóch wokalistów wspierających (Josha i Zacha Page'ów),
Jamesa LaBriego i Marjanę Semkina i dziewięciosobową orkiestrę sekcji
dętej. W jakiej formie jest Czarodziej i czy faktycznie jest on podłączony
do szaleństwa?
Zacząć trzeba o brzydkiej okładki, ukazującej Rudessa przerobionego
na coś co przypomina jednoczesny i słaby cosplay Terminatora i Borga
w otoczeniu czerwono-niebieskich chmurek, błyskawic i nut
wylatujących z dziury w jego głowie. Czy naprawdę artysta pokroju
Jordana musiał zaakceptować tak słabą grafikę? Nie można było
wymyślić czegoś lepszego i bardziej oryginalnego? Czemu solowe płyty
niemal zawsze, a już na pewno znacznie częściej niż te wydawane w
ramach płyt regularnych zespołów danych artystów i muzyków, muszą
być tak nieudane, brzydkie i bezsensowne, a co za tym idzie
WILK KULTURALNY|NUMER 3|KWIECIEŃ 2019|SYLWETKA| STRONA 62