„Intersonic” najciekawszy jest tam, gdzie obaj panowie bawią się
swoimi nowymi wynalazkami i dekonstruują dźwięki, nakładają je na
siebie i tworzą nieuchwytne struktury oraz gdy stawiają nie na emocje,
a na atmosferę. Jest to też album trochę nierówny, szczególnie gdy
głównym instrumentem staje się pianino i zwykły klawisz, a Rudess
klasycyzuje, tracąc tym samym innowacyjność i ekspresję, która
powinna być przekazana postępem technologii wynikających z użycia
paneli dotykowych i łączenia ze sobą przebudowanych sampli
wykorzystywanych do tworzenia tej muzyki. Bardzo bym chciał żeby
Rudess, może nawet wspólnie z Horelickiem, nagrali jeszcze jeden
krążek, ale skupiony wyłącznie na elektronicznych i dotykowych
podkładach, bo właśnie w nich tkwi ogromny potencjał, a wrażliwość
Rudessa swobodnie pozwoliłaby na tworzenie rzeczy absolutnie
niezwykłych bez użycia standardowego klawisza i dźwięków, które w
tym wypadku są powtórzeniem i echem wcześniejszych solowych
fortepianowych albumów. Ten album sprawdza się też znakomicie jako
próba pokazania jak powinna wyglądać intrygująca, ale nie
przesadzona współczesna muzyka elektroniczna, która mogłaby mieć
zarówno wydźwięk filmowy, pejzażowy, jak również piosenkowy
wymiar.
WILK KULTURALNY|NUMER 3|KWIECIEŃ 2019|SYLWETKA| STRONA 61