Kolejnym numerem na płycie napisanym wspólnie jest „In the
moment”, który otwiera pachnący hard rockiem wjazd gitary
Petrucciego okraszony space'owymi przejazdami klawiszy Rudessa. Tu
jednakże ponownie najbardziej wybija się solówkowy popis Johna,
który znakomicie pokazuje jakim wspaniałym gitarzystą był niegdyś, bo
choć dzisiaj też jest dobrym, to niestety już nie tak oszałamiającym jak
w tamtym czasie. W przedostatnim prawie jedenastominutowym
„Black Ice” Petrucci gra na ostro, a Rudess dobudowuje klawiszami
mroczne tło. To numer absolutnie perfekcyjnie skonstruowany, do tego
stopnia że wcale nie brakuje w nim perkusji, którą co prawda niemal
się słyszy, ale nikt jej tutaj nie gra, bo panów wszakże na scenie i na
całej płycie jest tylko dwóch. Na koniec, będącą jedyną studyjną
kompozycją, miniaturka „Bite Of Mosquito” zamykająca się w czasie
niespełna dwóch minut. Przypomina ona swoim kształtem żartobliwy
kaprys o klasycyzującym brzmieniu – gitara z rozbudowaną solówką i
klawiszowym dodatkiem wygrywanym przez szalonego wirtuoza, czyli
w tym wypadku oczywiście Rudessa.
Zapis tego niesamowitego koncertu to nadal nie lada gratka dla fanów
nie tylko Jordana, ale także Petrucciego. Obaj panowie są tutaj w
rewelacyjnej formie, u szczytu swoich możliwości. To płyta pełna pasja,
ogromnego zaangażowania i zawierająca mnóstwo świetnych
pomysłów, melodii i przede wszystkim wzajemnego zrozumienia.
Wstyd nie znać.
WILK KULTURALNY|NUMER 3|KWIECIEŃ 2019|SYLWETKA| STRONA 50