śledztwa i szukaniem sprawcy, który jak łatwo się domyślić ukrywa się
między bohaterami lub co rusz wchodzi z nimi w interakcję nie
wzbudzając żadnych podejrzeń, a z drugiej z obrazkiem z
sielankowego życia brytyjskiej klasy średniej zabawiającej się przede
wszystkim polowaniem na lisy i kuropatwy oraz grą w brydża. Sposób
prowadzenia narracji jest w nim bardzo precyzyjny, a przy tym
elegancki, co również uwydatnione zostało we wspomnianych
zdjęciach, będąc przy tym trochę staroświecki i niespieszny, ale cały
czas trzymający w napięciu, nawet jeśli dedukcja Gentryna jest raczej
przypadkowa i stanowi zbiór domysłów, a samego przeciwnika po
pewnym czasie łatwo jest rozpoznać, to z całą pewnością
gwarantującym znakomitą rozrywkę.
„Lista Adriana Messengera” to film, który raczej nie jest wymieniany
jednym tchem, gdy myśli się o Johnie Hustonie, choć stanowi jeden z
ciekawszych obrazów. Świetnie napisany scenariusz, wciągająca
historia i znakomita gra aktorska cieszą oko, o czystej przyjemności z
odkrywania kolejnych elementów i szczegółów związanych ze
śledztwem oraz smaczkami znajdującymi się w tle, wyjaśnianymi także
na samym końcu filmu. Ten mało znany obraz Hustona zdecydowanie
bowiem zasługuje na uwagę i jest czystą rozrywką, nie ma tu głębokich
przemyśleń, a wszyscy zdają się co rusz puszczać do widza mrugnięcia,
jakby chcieli powiedzieć, że wszystko to jedna wielka zgrywa, choć tej
przez właściwie cały film nie ma. To także jeden z tych filmów, które
mimo upływu lat wciąż wypada naprawdę dobrze, a sam Huston
stylistycznie też zdawał się tutaj podsumowywać swoją dotychczasową
karierę – z jednej strony jeszcze hołdując złotej erze Hollywoodu, a z
drugiej początkom swojej przygody z reżyserią i kinem noir, wreszcie
robiąc film który nadal potrafi zaskakiwać. Koniecznie.
WILK KULTURALNY|NUMER 3|KWIECIEŃ 2019|W STARYM KINIE |STRONA 76