Wilk Kulturalny 9 Listopad 2020 | Page 54

WILK KULTURALNY | LISTOPAD 2020 | BONDER | 54
Zaczynamy od „ Gunbarrel / Manhunt ”. Fantastyczne charakterystyczne wejście z gitarowym motywem i płynne przejście do dramatycznego fragmentu ze szczyptą ironii i romantyzmu . Po nim czas na niespełna minutowy „ Welcome Hell , Blofeld ” w którym niestety John Barry serwuje swoje ulubione motywy z wcześniejszych Bondów Connery ' ego , a których osobiście nie znoszę . Tony i powtórzenia , które już w latach 60tych brzmiały staromodnie i strasznie nudno , teraz brzmią jeszcze gorzej , gdy są powtórzone w filmie , który z założenia miał otwierać lata 70 dla agenta 007 , na szczęście są one krótkie i przy tym mniej bolesne . Bez cienia wątpliwości genialnie wypada utwór tytułowy zaśpiewany przez Shirley Bassey , jeden z moich absolutnie najbardziej ulubionych motywów przewodnich serii i po prostu fenomenalny utwór . Zaraz po nim poznajemy pana Winta i pana Kidda , czyli parę komicznych zabójców . Utwór ma w sobie coś z żartu , który świetnie pokazuje komiczność duetu , ale zarazem cechuje go dramatyzm i mrok , któy daje się wyczuć z a każdym razem gdy ta dwójka się pojawia . Skojarzenia z Różową Panterą czy Świętym w komplecie . Przypadek ? Być może , ale miły . Niespełna pół minuty trwa spotkanie z panią Whistler . Mamy w nim powtórzone to , co znalazło się we wcześniejszym utworze , tylko w znacznie krótszej , bardziej skondensowanej formie , do tego stopnia , że może to być doskonały dramatyczny dżingiel w jakiejś audycji , niekoniecznie bondowskiej . Półtorej minuty trwa podróż Bonda do Holandii i w zasadzie mamy tu do czynienia z bardzo fajną wariacją motywu bondowskiego , który kapitalnie się rozwija z ciszy do coraz szybszych , bardziej intensywnych , charakterystycznych fragmentów , a następnie delikatnie przywołuje motyw z utworu tytułowego . Ładne . Dwa kolejne to alternatywne wersje tego samego motywu - „ Meet Tiffany Case ” oraz „ Bond and Tiffany ” to utwory skromne , lekkie , jazzujące i jakby od niechcenia przywołujące klimat poprzedniego filmu z Lazenbym , choć oparte na motywie piosenki tytułowej tego filmu o którym mówimy w chwili obecnej .
Zaledwie cztery sekundy (!) trwa „ Bond Disappears ” i jest to jedynie uderzenie perkusji i zadęcie sekcji dętej . Miłe , ale zbędne i podobnie jak wcześniej w przypadku spotkania z panią Whistler , mógłby to być dźwięk z audycji radiowej . „ Peter Franks ” wchodzi z kolei dość mrocznie , rozwija się powoli i zwraca uwagę nieco dusznym brzmieniem rodem z horroru , choć mamy do czynienia z filmem sensacyjnym . „ Elevator Fight ” następująca po nim to znów Barry jakiego nie słyszę – przestarzałe przeciągniecia tego samego motywu , którego nie