Wilk Kulturalny 9 Listopad 2020 | Page 22

WILK KULTURALNY | LISTOPAD 2020 | SYLWETKA | 22
Fantastyczne , lekko duszne tempo podkreślone jest tutaj perkusją Morgensteina , mocnym gitarowym riffem i basowym tłem oraz znakomitym wokalem Tabora , kojarzącym się trochę z Davidem Coverdalem ze swojego okresu z Deep Purple . Po fantastycznym początku nie zwalniamy tempa w „ Coming Round ” balansującym między alternatywą , a klasyką , ale z charakterystycznym własnym stylem . Tu także jest ostro , ale i dużo bardziej melodyjnie , a przy tym soczyście ukorzenili go panowie jeszcze w brzmieniu lat 90tych . Znakomity jest także pokręcony „ Empty ” z kapitalnym basem Myunga , bardzo selektywnie nagraną perkusją Morgensteina pięknie odbijającej się w przestrzeni i ostrym gitarowym riffem . Błyszczy tutaj także wokal Tabora . Grunge ' owe pełne wściekłości i zadziorności alternatywne vibe ' y , groove i szczypta wirtuzoerii od każdego z muzyków . Miodzio . Po nim wpada „ Drop the Gun ”, w którym na początek nieco usypia się czujność wolniejszym i bardziej wietrznym wejściem , w który ponownie przepięknie słychać bas Myunga i ogromną wrażliwość Morgensteina . Całość rozwija się powoli , dusznie i mocno alternatywnie , a przy tym bardzo klimatycznie i gdyby nie długość – zaledwie trzy minuty – niemal widzi się i słyszy to progresywne , pełne agresji rozwinięcie . To jednak nie następuje , a panowie płynnie przeskakują do fantastycznego , energetycznego „ Allison ” ponownie balansującego między ciężką alternatywą , a snującym się grungem . Jednocześnie okazuje się , że właśnie ten numer jest tym rozwinięciem poprzednika , choć został on wyodrębniony i co zaskakujące umyślili go sobie panowie nieco inaczej niż podpowiada poprzedni numer . Świetna robota .
Numer szósty to przesympatyczny „ Maybe ”, który przynosi ukojenie i odrobinę wyciszenia . Po dawce jaką zaoferował poprzednik nic dziwnego , że trzeba ochłonąć . Panowie balladę prowadzą ze smakiem i iście grunge ' owym polotem , choć ani na moment nie udrerzają w mocniejsze momenty . Tu jest powolnie , duszno i zdecydowanie bardziej alternatywnie , aniżeli metalowo . Po nim czas na „ She Was Alone ” w którym przyspieszamy , ale nie w tak ostre rejony jak w „ Allison ”, a zostając w alternatywnym nieco tylko ostrzejszym graniu . Tu jest z kolei bardziej piosenkowo i przebojowo , choć nadal zadziornie . Nie jest to może mój faworyt , ale nadal jest to bardzo sympatyczny numer . Następujący po nim „ Angel or Devil ”, który także zostaje w tych bardziej alternatywnych momentach , ale i mocniej sięga po grunge ' ową stylistykę balnasując między nieco przykurzonymi pachnącymi klasyką wolniejszymi momentami , a ostrzejszymi fragmentami .