Wilk Kulturalny 9 Listopad 2020 | Page 17

WILK KULTURALNY | LISTOPAD 2020 | SYLWETKA | 17
Prawdziwą perełką – tak instrumentalną , jak i pod względem żartobliwej tytulatury – jest zaś utwór ostatni . Trwający ponad dziesięć minut „ Partial to the Bean ”, który zaczyna się od zaledwie dwudziestojednosekundowego „ Intro Pompataos ”. Mroczny klawisz Sherininana razem z szybkim gitarowym motywem wprowadza do niespełna półtora minutowego „ Yoko Ono ” w którym panowie puszczają wodze fantazji i porywają szybkim klawiszowo-gitarowym pasażem i znakomitą perkusją oraz prawdziwym popisem umiejętności . Płynne przejście do „ Yoko Two-no ” czyli trwającego minutę zwolnienia i zabawy atmosferą , budowania napięcia . Część czwarta to „ Yoko Three-no ” trwająca nieco ponad dwie minuty i przechodząca do do jeszcze spokojniejszych , choć znacznie bardziej niepokojących fragmentów . Swój moment prowadzenia dostaje tutaj Myung , a już po chwili dołączają do niego pozostali muzycy nadbudowując mroczny klimat zwolnienia . Coś w rodzaju interludium to nieco ponad jednominutowy „ Platmosis ”, który płynnie przeskakuje w ostatnim dźwięku poprzednika , by zaskoczyć kosmicznym przejazdem klawiszy Sheriniana i uderzeniami talerzy Morgensteina , a następnie intensywnie przeskoczyć w powtórzenie początkowego szaleństwa w „ Yoko Againo ”. Nie powtarza się go jednak co do nuty , a rozwija . Na pierwszy plan wysuwa się najpierw Myung , potem pałeczkę przejmuje Sherinian , a już po chwili kapitalnie grają razem ze sobą . Fantastyczna solówka na klawiszach została z kolei rodem wyjęta z popisów Rudessa z momentów , gdy ma się wrażenie że to gitara , a wszystkie dźwięki są klawiszami właśnie . Wreszcie wpada „ Yoko Outro ”, które kontynuuje poprzednią część , ale powoli wytraca tempo i zwalnia , okraszając je solówką gitarową i w końcu ostatecznym rozwiązaniem całości zgrabnym wyciszeniem , choć trochę szkoda , że nie pokuszono się o zakończenie pełnym instrumentarium .
„ Ice Cycles ” to płyta o znacznie wyraźniejszym kierunku i pełniejszym brzmieniu . Każdy z muzyków ma tutaj swoje momenty , piosenkowa forma została tutaj znacznie ciekawiej rozpisana i pomyślana . Nie brakuje tutaj szaleństwa , progresywnych rozbudowań i flirtu z przeszłością oraz własnymi zespołami . To album , którego nadal słucha się z ogromną przyjemnością , a do tego znacznie lepiej niż „ When Pus Comes to Shove ”. Platypus , a już za chwilę The Jelly Jam , wiedział już gdzie chce iść , jak chce brzmieć . Błyszczy tutaj Tabor , błyszczy Myung , fantastycznie wypada Sherinian , który niczym nieograniczony myślał już o swoich nowych projektach , doskonale brzmi Morgenstein .