WILK KULTURALNY | LIPIEC 2020|BONDER| 60
Nieco komediowy ton całego filmu również był takim trochę pstryczkiem w nos w
kierunku ery Moore'a, który po doskonałym, znacznie poważniejszym „Tylko dla Twoich
Oczu” znów niebezpiecznie skręcił w kampowy ton, który dla mnie (i jak się okazuje nie
tylko dla mnie) pogrzebał „Ośmiorniczkę”, która ma świetną historię, ale jest w niej za
dużo luzu i mrugania oczkami do widza i coraz bardziej absurdalnymi sytuacjami w jakich
znajdował się Bond Rogera, co skrzętnie wykorzystali twórcy niekanonicznego Bonda
podśmiewując się z nich, pakując Connery'ego w bardzo podobne absurdalne sytuacje.
„Nigdy Nie Mów Nigdy Więcej” cenię wyżej niż „Ośmiorniczkę” jednak głównie ze względu
na Connery'ego po którym wyraźnie było widać, że znów miał z roli Bonda ogromną
frajdę, w przeciwieństwie do filmu „Diamenty są wieczne”, gdzie częściej miało się
wrażenie, że Connery był po prostu nieobecny i przychodził na plan tylko dlatego, bo mu
zapłacili. „Ośmiorniczka” - o której za chwilę – to film, który jest dobry, choć
zdecydowanie nie należący do najlepszych Bondów i który mnie autentycznie przerażą
coraz bardziej przy każdym kolejnym seansie - może to właśnie to nagromadzenie
absurdu, może to Moore, który niespodziewanie po swoim poprzednim dużo
poważniejszym Bondzie znów wrócił do nazbyt żartobliwego sposobu interpretacji Bonda
charakterystycznego dla jego licencji na bycie Bondem, a może ta okropna klamra z
klaunem?