WILK KULTURALNY | LIPIEC 2020|W CZTERY USZY| 35
1.Tako rzecze Karolina: Do treningu i sprzątania
Load” i „Reload” Metalliki mogłyby z powodzeniem stanowić dwupłytowy album i może
wtedy ortodoksyjni fani zespołu łatwiej przełknęliby tę, w ich opinii urągającą świętości
dawkę mainstreamowego grania. A ja, ponieważ nie traktuję Metalliki jak świętości, nie
mam zupełnie problemu z zaakceptowaniem obu płyt, z których większym sentymentem
darzę tę pierwszą.
Początkowo planowano wydanie „Load” i „Reload” właśnie jako albumu dwupłytowego,
jednak zespół miał problem z zarejestrowaniem w krótkim czasie tak dużej ilości materiału,
zdecydowano zatem o tym, że pojawią się dwie osobne płyty. Albumy miały nawet
kompatybilne okładki i podobną stylistykę oprawy graficznej, za którą odpowiedzialny był
Andreas Serrano. Hetflied niepochlebnie wyrażał się szczególnie o obwolucie „Load”
(która jest, nota bene, faktycznie dość słaba) twierdząc, że było to zwyczajne dziwactwo,
któremu w tamtym czasie przyklasnęli Hammet i Urlich. Ponieważ nie mogę powiedzieć o
sobie, żebym kiedykolwiek była fanką thrashu albo heavy metalu nie potraktowałam
ani „Load” ani „Reload” jak płyt nastawionych komercyjnie. Dla mnie były to po prostu
albumy wyznaczające jakiś nowy, i bardziej interesujący mnie kierunek w muzyce Metalliki.
Dlatego nie czułam się nimi zgorszona czy zawiedziona. Z tej tak zwanej dwupłytówki
większą sympatią darzę „Load”. Oba jednakże są znakomite jako soundtrack dla treningu
lub gruntownego sprzątania, co absolutnie nie stanowi wobec nich zarzutu.
Na plusy pierwszej z nich, czyli „Load” na pewno należy wskazać 6 singli, z których każdy
wymiata, do czterech z nich nakręcono naprawdę dobre teledyski, a moje ulubione to
„Until It Sleeps” i „Hero of the Day”. Jest to bardzo jednorodny (ale nie jednostajny)
materiał, bez udziwnień, ale idący przede wszystkim w kierunku hard rocka, bardziej niż
thrash metalu, a to dla mnie zaleta ponieważ lubię płyty podporządkowane wyraźnej myśli
przewodniej, na których nie ma niepasujących do reszty kompozycji. Metallica, bardziej niż
kiedykolwiek wcześniej, zdecydowała się na ukazanie muzycznej wszechstronności zespołu
i chęci do eksperymentowania, której przykładem jest choćby „Mama Said” (romans z blues
rockiem), ale również należy wskazać „Bleeding Me” - wolno rozkręcający się hardrockowy
smakołyk. Po raz pierwszy pojawiają się personalne odniesienia w tekstach Hetfielda,
które od tej pory stały się mocno introspekcyjne. Ponadto „Load” zawiera świetne, mocne,
energetyczne otwarcie w postaci „Ain't My Bitch” (bardzo cenię takie otwarcia właśnie za ich
energię i to, że często – a w tym przypadku z pewnością - są one zwiastunem dobrego ciągu
dalszego). Moim ukochanym utworem jest „Until It Sleeps” - to jeden z moich ulubionych
numerów w ogóle od zawsze w moim prywatnym topie wszech czasów, ma
niepowtarzalne brzmienie z gatunku tych natychmiast rozpoznawalnych, świetna jest
tu perkusja (choć nie uważam Larsa za mega perkusistę, a raczej za takiego, który głównie
„młóci zboże”) i sposób śpiewania Jamesa, który przyprawia o ciarki.
21