WILK KULTURALNY | LIPIEC 2020|SYLWETKA| 33
Majstersztyk to nadal słowo, które nie oddaje tej dźwiękowej niesamowitości. Jako ostatni
wpada „Nne”, którego pierwszą połowę otwiera jakby wariacja na tematy bluesowe. Jest
lżej, niepokojąco i nieco melancholijnie, by po chwili ustąpić intrygującym ambientowoelektronicznym
eksperymentom stopniowo rozwijając się do ostrzejszych,
przesiąkniętych progresywnymi naleciałościami rozwinięć. Gdy te się zrywają na pierwszy
plan wysuwa się kapitalna gitarowa solówka jakiej nie powstydziłby się Hendrix,
stopniowo rozbudowywanej perkusją i basem wyraźnie próbującym budować melodię,
by po chwili znów zwolnić i oddać głos Milesowi jego trąbce. Płynne przejście do części
drugiej przynosi ponowne zwolnienie do niemal kompletnej ciszy przerywanej jedynie
sekcją dętą i perkusjonaliami, które szybko przechodzą w rozpędzenie z ostrym
gitarowym tłem i szybką perkusją i kolejnym masywnym wejściem trąbki Davisa.
Odrobina psychodeli w wykonaniu sekcji dętej, po czym następuje kolejne iście hard
rockowe rozwinięcie, następnie ustępujące psychodelicznej gitarowej solówce i
orientalnym tłom perkusji, które po chwili dostają swój krótki moment na własne
solo, przerywane jednak gitarowymi rozpędzeniami i wreszcie pełnym perkusjonaliowym
zakończeniem w które świetnie wpisują się rozentuzjazmowanego okrzyki i oklaski
publiczności, wieńcząc całość grzechotkami, uderzeniami o bębny, dzwonkami i
pojedynczymi tonami saksofonu i wreszcie wyłącznie wiwatem zebranych w Carnegie
Hall ludźmi.
„Dark Magus” to album wielowątkowy, głównie oaprty na improwizacji i na licznych
wariacjach na temat funku, fusion czy progreswynych nadbudowań. Podobnie jak na
(późniejszych) wcześniejszych płytach z cyklu, który zwykłem nazywać trylogią, Miles daje
tutaj mnóstwo miejsca i swobody pozostałym muzykom samemu dodając odrobiny
swojego talentu i dźwięków, sprawiając, że jest to album niezwyky. Zapis tego
koncertu to coś absolutnie fenomenalnego i niekoniecznie łatwego w odbiorze, ale
zdecydowanie działające na wyobraźnię, sprawiający mnóstwo frajdy i zmuszający
słuchacza do wsłuchania się w pojedyncze tony, rozwinięcia i warstwy poszczególnyhc
fragmentów. To album totalny, mroczny i gęsty, który się pochłania, kocha albo
nienawidzi. Ja go kocham i za każdym razem, gdy go słucham doznaje prawdziwego
wstrząsu jak genialna muzyka się tutaj znalazła. Koniecznie.