Twój PROspekt Twój PROspekt nr 10 / 2019 | Page 12

[ ROZWÓJ ] OPŁACAŁO SIĘ MARZYĆ NAZYWAM SIĘ GORSKY, A TO JEST MOJA HISTORIA J est 2011 rok, nie jestem pewien, ale chyba tak. Przynajmniej żółte tablice samochodów dają mi odczuć, że to ten rok.  Anglia, a kon- kretniej Londyn. Ja, kilkoro znajomych świeżo po licencjacie podbijamy Europę w miejscu, które zaraz obok Paryża kojarzy się z Europą, jak wódka z Pola- kami. ZAWSZE BYŁEM MARZYCIELEM! Wizualizowałem sobie wszystko, nawet ten cały „trip” na wyspy. Widziałem sie- bie pracującego gdzieś na myjni, czysz- czącego odjechane samochody z  na- dzieją, że w ramach nagrody będę mógł odstawić go do właściciela, delektując się jazdą przez 30sekund. Fajne czasy! Pra- ca - dom, dom - praca, a tu nagle week- end i  melanż… Taaak MELANŻ…powi- nienem sobie wytatuować ten wyraz gdzieś na ciele. Mój wierny towarzysz podróży - mentor, nauczyciel, autorytet. Właściwie to nie o tym chciałem tutaj pi- sać, więc wypadało by przejść do sedna… CIĘŻKIE POCZĄTKI Tatuażem interesowałem się już w wie- ku 16 lat. Pamiętam swoją pierwszą maszynkę i  dziary robione ukradkiem w  pokoju, tak żeby rodzice się nie do- wiedzieli. Ech, do dziś słyszę te słowa „chleba z  tego miał nie będziesz”. Nikt nie traktował tego poważnie, prawdę mówiąc ja również. Zajawka nie trwała długo, szybko zastąpiłem ją czymś in- nym i na kilka lat odstawiłem na półkę. FATALNY AWANS Znowu Londyn z  tym że już kilka lat później. Ja i moja nowa praca…. Awanso- wałem na stanowisko „przynieś, wynieś, pozamiataj” w  Mercedes-Benz gdzieś na Brentford. Heh, kompletnie się tam nie nadawałem…. Ja, człowiek któremu ciężko jest zrobić zakupy spożywcze, gdyż nie o  jednym produkcie należy pamiętać, a  o  całej liście. Nie mogłem się sprawdzić jako logistyk. Za cholerę multi tasking nie jest moją mocną stro- ną, wręcz odwrotnie. Pracowałem tam może rok, a może mniej, do momentu jak mi podziękowali i tym samym wyświad- czyli największą przysługę jaką ktokol- wiek kiedykolwiek mógł mnie uraczyć. ROBIĆ TO, CO SIĘ KOCHA Wtedy powiedziałem sobie że choć nie wiem co, ale utrzymam się tylko i  wy- łącznie z  tego co kocham robić najbar- dziej na świecie, co sprawia że czuję że jestem coś wart i  nadaje rytm mojemu życiu. Rysowałem codziennie, jarałem się każdym małym progresem, biegałem po studiach tatuażu w  Londynie z  na- dzieją, że ktoś mnie weźmie na miotłę… miałbym wtedy okazję podpatrzyć jak ten świat wygląda, a może nauczyłbym Dałem się poznać ludziom w Europie… Pojawiając się na największych konwencjach jak Berlin, Bruksela, Mediolan, wygrywając co się da. Marka GORSKY zakorzeniła się w świecie tatuażu na dobre. W życiu bym nie pomyślał w tamtym momencie, że będę tatuował Ashley Cole’a , Artura Boruca, Dawida Wolińskiego, czy innych znanych wam ludzi się czegoś przy okazji. Nikt mnie nie chciał, choć rysunek miałem nie zły. A może nie chcieli mnie właśnie z powo- du, że był za dobry? Nie wiem i  się już nie dowiem. Wiem tylko że zmotywo- wało mnie to jeszcze bardziej.  Ołówek palił się dzień za dniem a ja konsekwent- nie szlifowałem swój warsztat zarów- no rysunkowy jak i  tatuatorski. Klienci przychodzili widząc moje bazgroły, póź- niej widząc już same tatuaże. CIĘŻKIE POCZĄTKI Po kilku tygodniach robiłem może 3 ta- tuaże w tygodniu, co wystarczyło mi na opłacenie pokoju, jedzenie no i weekend. Nakręcony jak zegarek nie miałem za- miaru zwolnić, nie wiedząc jeszcze jak ta machina się rozbuja. Pamiętam moment w  którym zdecydowałem się wyjść do ludzi wynajmując pokoik w barber sho- pie na Osterley…  Wszystkie zarobione pieniądze szły pro- sto do rąk właściciela lokalu, lecz wiara w to że w końcu zaskoczy była większa niż Pałac Kultury. Właśnie dzięki niej i odrobinie szczęścia mogę do was pisać z  miejsca w  którym teraz się znajdu- ję. Klientów było coraz więcej, nie wiem skąd się brali, chyba zaczęło być głośno w okolicy… Młody „Polonez” fajnie dzia- ra… Nie jest drogi, więc jazda!  | nr 10 / 2019 | 12