Przemysław Leciejewski kl. III a( G)
„ Obiekt 12”
Powieść w odcinkach cz. 2
Koniec
Wnętrze tramwaju wypełniał nieznośny turkot. Wagon, w którym siedzieliśmy, był prawie pusty. Byłem tu tylko ja i moi kumple z paczki. Jechało nas czterech. Zajęliśmy miejsca przy lewych oknach ostatniego przedziału. Był to dosyć stary tramwaj. Ja siedziałem na przedzie. Za mną usadowił się Jarek, za nim kimał Marek, a na końcu Stachu. Beztroscy obserwowaliśmy przejeżdżające samochody i chodzących chodnikami ludzi. Okręciłem głowę do tyłu, spojrzałem na Jarka i zapytałem:- To na którą mamy tam być?- podnosząc wzrok odpowiedział:- Na dwudziestą. Spokojnie, zdążymy rozegrać partyjkę kręgli, nie martw się. Po opuszczeniu tramwaju, jak zwykle nie mogliśmy się napatrzeć na wieżę Sky Tower strzelającą w górę. Gdy przeszliśmy na drugą stronę ulicy, akurat było zielone światło. Stanęliśmy przed szklanymi drzwiami prowadzącymi do galerii handlowej. Był poniedziałek, ruch był więc znikomy. Weszliśmy do środka. Po prawej stronie była restauracja
fast foodem.- To po kręgielni- powiedział Jarek.- No, spoko- odpowiedział Stachu. W tej kwestii wszyscy się zgadzaliśmy. Po wizycie w kinie byliśmy objedzeni popcornem. Na wprost wejścia znajdował się punkt informacji. Za nim korytarz rozchodził się w dwie strony. Sufit kończył się dopiero na drugim piętrze szklanym dachem, przez który widać było wieżę. Skręciliśmy w lewo, wprost na ruchome schody.- Moja mama była tam kiedyś na konferencji organizowanej przez jej pracodawców, za samą kawę zapłacili tysiąc złotych- przerwał ciszę Marek.- Co?- spytałem z niedowierzaniem.- Za kawę? To z czego ona była?- w tym momencie weszliśmy na schody, które poprowadziły nas na górę.- No nie wiem, tak mi mówiła- odpowiedział Marek.- A ja się jednak zastanawiam, na którym piętrze to było- przerwał Jarek.
- No, ponoć już tu byłeś- powiedziałem.- Czekaj, to chyba jednak piętro wyżej. Ruszyliśmy kolejnymi schodami i gdy już byliśmy na górze, po naszej lewej stronie objawiła się szklana ściana, a za nią kręgielnia licząca dwadzieścia torów. Tak naprawdę, to ja nigdy nie byłem w Sky-u, wszyscy byliśmy przyjezdni. Przyjechaliśmy pociągiem, który miał pół godziny spóźnienia, no więc ogień w kapciach. Z peronu Stacji Wrocław Mikołajów pobiegliśmy na przystanek tramwajowy, z którego pojechaliśmy na Rynek. Stamtąd biegiem dotarliśmy do Esscape Roomu, gdzie zaliczyliśmy niezłą burzę mózgów. Potem już na spokojnie ruszyliśmy ku Magnolii, do kina i na kręgielnię. Tak to mniej więcej wyglądało. Piętnaście po dwudziestej mieliśmy pociąg powrotny ze stacji Wrocław Główny, dlatego trzeba było przyjechać o dwudziestej, by kupić bilety. Według planu udaliśmy się do Maka na kurczaka. Jakiś mężczyzna przed nami płacił pięciusetzłotowym banknotem. Trochę to trwało, ponieważ kasjerka musiała biegać do kilku kas szukając reszty.
Gdy zjedliśmy, udaliśmy się na przystanek. Okazało się, że możemy się spóźnić, bo zostało tylko dziesięć minut na dojazd do stacji, kupienie biletów i wejście do pociągu. No to znów ogień w kapciach i biegiem na przystanek. Rozwiązał mi się but, wszyscy pobiegli, a ja zostałem. Dopiero po chwili, gdy uporałem się ze sznurowadłem, zacząłem ich gonić. Zielone światło na przejściu zaczęło już migać. Wbiegłem na pasy i nagle poczułem, jak coś podcina moje nogi, a jakaś siła miota mną w powietrzu. Uderzył mnie samochód. Zaorałem głową w jego przednią szybę i przeturlałem się po jego dachu. Poczułem jeszcze twardy upadek na asfalt. Zamknąłem oczy. Słyszałem czyjeś wołania o pomoc, widziałem jakieś przebłyski światła i czułem, jak ktoś mnie dotyka. Potem zapadła ciemność …
***
Kiedy się ocknąłem zobaczyłem nad sobą biały sufit. Próbowałem wstać, jednak zakręciło mi się w głowie i spadłem z dość wysokiego, jakby szpitalnego łóżka. Gdy się powoli podniosłem zobaczyłem, że na ścianach znajduje się pleśń i grzyb, nie wspominając już o tym, że złaziła z nich farba i tynk. Szyba w oknie była wybita, a sam parapet odpadł. Postanowiłem zbliżyć się do okna jednak coś mnie przytrzymało. Była to kroplówka. Ostrożnie wyjąłem małą rurkę z mojej ręki i zauważyłem, że „ wieszak”, na którym była powieszona, całkowicie zardzewiał, a sam pojemnik był pusty. Gdy już nic nie trzymało mnie na uwięzi, zbliżyłem się chwiejnym krokiem do wybitego okna. Rozpościerał się z niego niesamowity widok.
8