My first Publication MADEIN_issuu styczeń-luty | Page 67

REPORTAŻ Panie na portierni kortowskiego akademika już nie reagują, kiedy Sylwia przemyka obok nich w stroju księżniczki Luny czy umazana od góry do dołu w sztucznej krwi. Ale w miejscach publicznych bywa różnie. – Raz wpadłam do pociągu w mrocznym makijażu Kindred z gry komputerowej League of Legends. Wracałam z planu teledysku do polskiej wersji piosenki promującej mistrzostwa świata w tej grze – wspomina Sylwia Brzostowska, studentka UWM, działająca w sieci jako Czarny Kot Workshop. – Kiedy weszłam do przedziału starsza pani uciekła w popłochu. Na- wet nie chcę myśleć co sobie pomyślała. – W masce wilkołaka brałem udział w zbiórce charytatywnej na zwierzęta ze schroniska na jednym z olsztyńskich osiedli – dodaje Wiktor Kowalczyk, student weterynarii UWM, pseu- donim Kovalsky Crafts. – Kiedy zobaczył mnie pies na ulicy, uciekł z podkulonym ogonem, ujadając jak wściekły. To była najlepsza recenzja mojego dzieła. Cosplay (od ang. costume playing – zabawa w przebieranie) to zjawisko, które od 10 lat prężnie rozwija się w Polsce. Sku- pia tych, którzy swoje ulubione postaci z komiksów, mangi, anime, gier komputerowych i filmów odtwarzają w realu. Nie tylko poprzez kostiumy i charakteryzację, ale także ruch, mowę, nawyki. Z taką precyzją, że trudno czasem odróżnić ich od pierwowzoru postaci.  – Z Nocnym królem z „Gry o tron” nie mam dużo roboty, bo jest zwykłym ponurakiem. Czasem tylko przyjdzie mi celować z włóczni do smoka, kiedy słyszę „zrób to jak w filmie” – opo- wiada cospleyer spod Olsztyna o pseudonimie Nerv. – Dyna- miczny, agresywny Predator z serii o międzygalaktycznych łowcach – moja ulubiona postać wymaga konkretnych gestów, ruchu. Ale że filmy znam na pamięć, jestem autentyczny. Cosplayerzy najczęściej sięgają do postaci z którą charaktero- logicznie się utożsamiają. Ale czasem jest na odwrót. I często zabawa wywołuje efekt terapeutyczny. – Po pierwszym zlocie miłośników fantastyki zainspirował mnie styl Steampunk nawiązujący do XIX-wieku, rewolucji przemysłowej, wieku pary – tłumaczy Sylwia – Potem ewo- luowałam w stronę cosplayu, bo chciałam poduczyć się two- rzenia strojów i móc wcielić w ulubione postaci z fantastyki. I przylgnęła do mnie księżniczka Luna z bajki „My little Pony”. Ma pewne moje cechy – trochę outsiderka, na uboczu. Odkąd pamiętam miałam inne od reszty rówieśników spojrzenie na świat. Dzięki środowisku cosplay ludzie przechodzą me- tamorfozę. Nieśmiali nabierają pewności siebie, otwierają się.  – Z szarego człowieka zmieniasz się w kultową postać – przy- znaje Nerv. – Na mój pierwszy wyjazd na Pyrkon zrobiłem strój postapokaliptyczny z porwanych ciuchów, które pokry- łem „rdzą”. Klimat jak po wojnie nuklearnej. Pierwsze dzieło, a ludzie gratulowali, robili mi zdjęcia. Na kolejny festiwal do- pracowałem kostium – co kilka metrów ustawiały się do mnie kolejki. To miłe przez chwilę być w centrum uwagi, dostać fajną energię od innych. No i potwierdzenie, że praca nie po- szła na marne. Większość z nich to samouki. Wiedzę o tworzeniu kostiumów czerpią głównie z internetowych tutoriali, albo korzystają z pomocy bardziej doświadczonych twórców. Coslpay wydo- bywa ukryte talenty. – Przez dwa lata zbierałam wiedzę na temat technik, na początku nie wiedziałam nawet jak trzymać igłę. Dochodziłam do wszyst- kiego metodą prób i błędów – wspomina Sylwia. – Dzisiaj na uro- dziny dostaję od chłopaka narzędzia zamiast kwiatów. – Ja też nie umiałem przyszyć guzika – dodaje Nerv. – Zanim wziąłem się za strój Nocnego Króla, który ma wiele elementów ze skóry, za radą znajomych kupiłem sprawdzoną maszynę Łucznik 2008. Dzisiaj korzystam z niej jak wytrawny krawiec. A Kovalsky zapewnia: – Część wakacji poświeciłem na naukę tłoczenia wzorów w skórze. Każdy ma zdolności artystyczne, tylko trzeba jakiegoś impulsu i zapału, aby je odkryć. Warsztat cosplayera to połączenie zakładu mechaniczno- -budowlanego z artystycznym atelier. Obowiązkowo: zestaw pędzli, farb, kleje, silikon, termoplastyki, lutownice, wypalarki. I dużo elastycznej pianki EVA z tworzywa sztucznego – pod- stawowego materiału do tworzenia strojów. Można dzięki niej uzyskać każdy efekt – od drewna do metalu.  – Zrobić coś z pianki, aby wyglądało jak ze stali, to nie jest pro- sta rzecz. Ale zbroje czy maski nie mogą ważyć jak w średnio- wieczu, jeśli godzinami pozujemy w nich do zdjęć – wyjaśnia Nerv. – Robię jeden kostium na rok i w każdy element stroju wkładam serce. Można ich spotkać w szmateksach czy na złomowiskach. Do stworzenia kreacji może posłużyć dosłownie wszystko. – Wiele razy efekt kilkutygodniowej pracy musiałem wyrzucić do kosza, bo np. nie dałem tzw. rozdzielacza między warstwy materiałów – przyznaje Kovalsky. – Nie mając wystarczają- cego doświadczenia, zrobiłem Predatora z drewna. Był tak niewygodny, kanciasty, że nie dało się go nosić. Ale już kolejny kostium Uruk-haia z „Władcy pierścieni” powstał z papieru i kartonu, który solidnie utwardziłem. I wygrałem w nim kon- kurs podczas międzynarodowego festiwalu seriali.  Kovalsky nie raz zrobił furorę w swoich strojach podczas Kor- towiady. Juvenalia czy Helloween to dla cosplayerów często poligon testowy nowych kreacji. – Ze starego PCV zrobiłem 067